FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : Fanfiction / Seriale / Tajemnice Smallville



Zagadka z przeszłości

a u t o r :    sylwiazurawska


w s t ę p :   

Jest to fanfiction serialu Kamienie Śmierci. Nie było takiej kategorii więc dodałam do tu.



u t w ó r :


Marie weszła do mieszkania i kierowała się na góre.Zpukała do drzwi mężczyzny i nie czekając na odpowiedź, weszła.Spodziewała się usłyszeć jedynie odgłos latającej muchy.Taki też obrazek zobaczyła.Andreas leżał odwrócony do niej plecami, zapatrzony w jedno miejsce.Miejsce które było kiedyś miejscem Roksany...
Usiadła obok niego i położyła swoją ręke na jego ramieniu.Poczuła jedynie chłod i obojętność jaka płynęła od niego.
-Andreas....
W sąsiednim pokoju usłyszała płacz dziecka...
***
Lucas siedział w swoim gabinecie , nad stertą dokumentów z dlugopisem w dłoni i podpisywał zaległe sprawy.Przeciągnął się na krześle i ziewnął zdmuchując z biurka kartke z zeszytu.Postanowił zrobić sobie ,,małaą" przerwe i udał się w kierunku kuchni, aby zaparzyć kawe.Już od roku nie miał żadnego ciekawego zajęcia.Praca policjanta zaczeła mu się powoli nudzić.Spowrotem wrócił do pracy a jego powieki stawały się coraz cięższe....i gdyby nie pukanie do drzwi to zasnął by na dobre.Powoli otwierające się w jego kierunku drzwi oznajmiały przybycie gościa.Chwile poźniej w progu stał wysoki blondyn o szczerym spojrzeniu śmiejąchych się ciągle oczu.Mężczyzna miał 35 lat a wyglądał zaledwie na dwadzieścia.Energia jaka płynęła od niego zarażała ludzi na kilometr.
-Lucas jak miło cie znów zobaczyć!-krzyknął prawie strącając Majora z krzesła.
-Igor co ty tutaj robisz?
-Przyjechałem odwiedzic kolege ze studiów!!! hahahaha
Fersen widocznie nie spodziewała się wizyty przyjaciela a na znak tego, jego twarz wykrzywiła się jak banan.
-Dawno cie nie widzialem opowiadaj co u ciebie
-Zmienilem kierunek studiow.Jestem archeologiem-historykiem.Cieka wi mnie wszystko co sie rozkłada.A najbardziej szczątki zgniłych robako-gnojowców.Żart taki hahaha.Taki żarcik!!!Lepiej ty powiedz co u ciebie?
-Ożeniłem się, ustatkowałem.Odnalazłem brata a raczej to on mnie odnalazł.Rozwiązałem razem z Marie zagadke krwawiących kamieni.
-Krwawiące kamienie powiadasz???A ktoz to taki Marie???
-Tak krwawiące melchiry stojące na wzgórzu.Marie to moja żona.-Z tymi słowami w głosie policjanta słychać było dume i odrobine pychy.-A moze przenocowalys u nas.Na pewno Marie nie miala by nic przeciwko temu.Moj brat rowniez...zreszta jemu to obojetne.I tak nic nie mowi juz od ponad roku.Od smierci Roksany...
-Dzieki za propozycje ale mam pokuj w motelu.
-Tak wlasciwie to nie powiedziales mi dlaczego tu jestes?
-Własnie...no bo chodzi o to że...
-Lucas kochanie nie widziales...-Marie weszła a raczej wpadła do gabinetu nawet nie pukając.Na widok obcego mezczyzny stanela w lekkim szoku i odgarnąłszy włosy z twarzy stanęła obok męża.
-Marie to jest moj przyjaciel ze szkoły , Igor.
Blondyn wstal z krzesła i spojrzał jej prosto w oczy.Oboje poczuli dziwne uczucie przeszywające ich ciała.
-Bardzo mi milo, Lucas mi o tobie duzo opowiadał.- mezczyzna powiedzial z gracją całując ją delikatnie w ręke.
-A wlasnie moze ty przekonasz tego uparciucha zeby zmaieszkal z nami.Marie ty mnie wogole sluchasz???
-Tak , tak zapraszamy na pewno znajdzie sie miejsce.
Dziewczyna pozostawala jeszcze w lekkim szoku a slowa jej meza docieraly do niej jak we snie.Dlaczego owy mezczyzna podzialal na nia z tak wielka silą? To pytanie na ktore nie znala odpowiedzi i byc moze nie pozna.Poczula sie nie swojo widzac ze wzrok mezczyzny bladzil po jej ciele i postanowila jak najszybciej opuscic to miejsce...
***
-To jest twoj nowy dom.Zostaniesz tu tyle ile tylko zechcesz.
Na twarzy Igora pojawił się uśmiech.
-Nie zabawie tu jednak dlugo.Jezeli poszukiwania w ruinach zamku przyniosa rezultaty to za jakis miesiac powinno mnie tu juz nie byc.
-Kazdy tak mowi a potem poprostu zakochuje sie w tym miejscu i zostaje na stale- powiedziala Marie uslyszawszy rozmowe meza z nowym lokatroem.Dziewczynka ktora trzymala na rekach spala slodko.
-Wasze dziecko?-spytal zaciekawiony mezczyzna
-Nie brata.Ale on nie jest w stanie wychowywac na razie córki.Cierpi po stracie bliskiej mu osobie.Zreszta my wszyscy cierpimy.Roksana byla dla nas jak rodzina i na pewno jej nie zpaomnimy...
-Co sie wlasciwie stało?
-To dluga historia, opwiem ci kiedyś ale na razie ty powiedz mi czego szukacie i w jakich ruinach???
-To wy o niczym nie wiecie???.....


-To wy o niczym nie wiecie???
Marie i Lucas spojrzeli na siebie badawczo.W oczach policjanta znów zabłysła iskierka, która świeciła za każdym rozwiązywania nowych zagadek.Błysk ten ujrzeć można było również w oczach Marie.
-Odkąd jesteście w Santa Marinie?
-Przyjechaliśmy tu pół roku temu.Po śmierci Roksany.Nie chcialiśmy żeby Andreas przypominał sobie wszystko każdego dnia.Pozatym potrzebowaliśmy większego mieszkania bo pojawiła się Nicola.Lucas dostał lepsze stanowisko a ja potrzebowałam oderwania od Ty Kern.Za dużo się w moim życiu wydarzyło.Za dużo złego...
-I nie słyszeliście o nawiedzonym zamku???
-Nie a pozatym nie wierzymy w duchy.Co nie Lucas.
Major pokiwał znacząco głową ale w jego spojrzeniu była nutka nie pewności.
-Marie ale, przecież w pensjonacie...
-Tylko mi nie mów że w to uwierzyłeś.Przecież ustaliliśmy że przed tym ktoś podał nam zatrute grzyby.
-Tak , ale...
-Jakim pensjonacie???-do rozmowy wtrącił się Igor.
-W pensjonacie ,,pod jeleniem"-wytłumaczył Fersen.
-Mówicie o tym nawiedzonym domu w którym powiesiła się dziewczyna o imieniu Francies???
W gardle Lucasa zamarł głos.Czyżby jego kolega był zmaieszany w te wszystkie sprawy? I dlaczgo pojawił się akurat teraz???
-Oprocz tego że jestem historykiem jestem również psychologiem.Pracuje w ośrodku psychiatrycznym.Pół roku temu przywieźli do nas dziewczynę która powtarzała w kółko dziwne słowa.Na ścianach jej pokoju napisała również te same słowa.
-Co to za wyrazy?
-Właśnie dlatego tu przyjechałem...-Na twarzy mężczyzny pojawił się strach przed wyjawieniem zagadki.
-Co to za słowa....-Marie patrzyła na niego badawczo.
***
Ciemność przeszywała zmęczone ciało Andreasa.Powoli podniósł się z łóżka i podszedł do szafki stojącej obok.Oprócz sterty książek, masy figurek i świec zapachowych dostrzegł album.Wziął go do reki i usiadł na krześle.Z obrazka patrzyła na niego śmiejąca się twarz dziewczyny.Jej niebieskie oczy i blond włosy opadające na opalone plecy.Dłonią przejechał po jej różowych ustach i dotknął ust swoich.Przejachał po jej oczach a z oczu jego coraz częsciej spadały łzy.
-Dlaczego ty, powiedz mi dlaczego...
Drzwi pokoju zaczęły powoli otwierać się w jego stronę a w progu zobaczył radosną twarzyczkę dziewczynki która trzymając się kurczowo ściany powoli kierowała się w jego stronę.Stał bez ruchu nie reagując na jej śmiesznie wydawane dźwięki.Gdy była już blisko zatoczyła się i upadła w jego ramiona.Wziął ją na ręce a jej małe dłonie przytuliły go mocno i wyszeptała ,,tato".W oczach mężczyzny zabłysła łza.Tym razem była to łza szczęścia...
***
-Co to za słowa?-Marie nie dawała za wygraną.
-Może lepiej żebyście się o tym nie dowiedzieli.
-Prosze powiedz w koncu...-po raz pierwszy jej głos był tak stanowczy.
-,,Za Marie, Najwyższy odprawi sąd
Z serca kamienia krew wypłynie i światło rozbłyśnie"
Kobieta zamarła w bezruchu a jej twarz stawała się coraz bledsza....



Marie obudzona sennym koszmarem zerwała się z łóżka.Podeszła do okna a obraz dobrze jej znany, znów stanął przed oczami.Tym razem zamiast czerwonej piany rozbijającej się o strome brzegi Ty Kern zobaczyła twarz dziewczyny którą dobrze znała.Znała twarz blondynki ukazującej się jej niegdyś w snach.Wyraźnie próbowała jej coś powiedzieć ale za każdym razem zrywała się jakby nie chcąc dopuścić do siebie prawdy.Tym razem było tak samo.Sny z dziecinstwa powróciły...
***
Ranek zapowiadał się pięknie.Promienie słońca wpadały przez cieniutką zasłonke kuchenną o kolorze słonca.Obok błękitnych irysów stał talerz z udekorowanymi kolorowo kanapkami.
Marie zdziwiła się na ten widok.
-Igor nie wiedzialam ze jesteś utalentowany kulinarnie.-dziewczyna uśmiechnęla się blado.Nad jej uśmiechem górował jednak ból i smutek.
Sztuczny uśmiech który zagościl na jej twarzy był maską którą skrywała pod spodem.Mężczyzna spoglądał na nią z zainteresowaniem i swoim spojrzeniem przeszywał ją na wskroś.
Policjantka usiadła obok niego i zajęła się śniadaniem.Nim zdążyła ugryść kawałek opuściła kanapkę spowrotem na talerz.Do kuchni wszedł Andreas z Nicolą na rękach, która śmiała się beztrosko.Fersen spojrzał na gościa znaczącym wzrokiem i usiadł obok Marie...
***
-Wyjezdzam do Paryża
-Słucham?
-Lucas ja tak nie potrafie.Musze się spotkać z tą dziewczyną która wypisała te słowa na ścianie.
-Marie ale ona może byc nieobliczalna.
-Ciągle mam jakieś wątpliwości.Mam poczucie ze czegos nie wiem...Bo tak jest
-Jade razem z Tobą.
-Nie.Mamy gościa a pozatym Andreas nie moze teraz zostać sam.
-Widze ze on czuje sie juz dobrze.Samej cie nie zostawie.
-Nie! Lusas nie jestem dzieckiem.Samolot mam jutro o 15.
***
Na lotnisku była już o 14.Godzina do wylotu a w sercu policjantki setki myśli.Nie wiedziała jak zareaguje na spotkanie z dziewczyną której nie widziała nigdy w życiu.Przynajmniej jej się tak wydawało...
-Ja już powoli ide.-wyszeptała stojąc przy wejściu do rękawa prowadzacego do maszyny.
-Uważaj na siebie
-Dobrze.
Fersen przysunął sie do niej bliżej i chciał pocałować w policzek.Marie odwróciła głowę chcąc uniknąć bliższego spotkania.
-Cześć- rzuciła krótko i odwróciła się plecami.
-Czesc...-odpowiedzial rozchodzący sie gluchy glos Lucasa.
W sercu poczuł ogromną pustkę a w uszach dzwieczlo tylko jedno slowo ktore powtarzal w kolko.Jedno slowo ktore sprawilo mu zawod i bol.Suche i rzucone od niechcenia ,, cześć".
Zwykle czesc ktore mowi sie przypadkiem spotkanemu koledze, a nie dwojce kochających się ludzi.Właśnie kochających...
Marie weszła do samolotu i usiadła przy oknie.Bukiet krwisto-czerwonych róż wrzuciła do kosza.Zauważyła że jednym z cierni zraniła się i spalca poleciała krew.
Wszystko znowu wróciło.Zasnęła przytulona do poduszki.W tej chwili nie myslala o milosi ktora została na Santa Marinie.Myślała o tym co czeka ją w Paryżu....A czekało bardzo wiele...
***
-Słuchaj stary jak juz zostalismy sami to moze jeszcze po malym piwku?
-O nie nie nie Igor siadaj teraz ja przyniose.Ty sie zastanawiaj nad slowami tej piosenki.
-Dla ciebie wszystko Lucas.Kocham cie wiesz!
-Wiem ale ja ciebie nie.Bo ja kocham ją- Lucas chwiejnym krokiem zatoczył się do kuchni.
Po uslyszeniu dziwnych dzwięków (tlukące się talerze) Igor postanowił sprawdzić co dzieje sie z Majorem.Powoli wszedl do pomieszczenia...
-O kurde stary co to za laska???-rozbawiona mina mezczyzny nie udzielila sie jednak policjantowi.
Zamiast smiechu jego oczy plonely strachem.
-Roksana...-wyszeptał przerazony.
Dziewczyna patrzyla na nich obu a jej usta ukladaly sie w dziwne slowa.
-,,Dominus sant kolus ina verna sammana joahin....."



-Roksana...-wyszeptał przerazony.
Dziewczyna patrzyla na nich obu a jej usta ukladaly sie w dziwne slowa.
-,,Dominus sant kolus ina verna sammana joahin....."
-Lucas co ona tu robi???-Igor miał niewyraźną minę.
-Rokasana ty żyjesz?
-,,As vernus mias kinio...."
Światło w kuchni zgasło a gdy na powrot wrocilo z trzech osób zostało dwoje...
-Gdzie ona się podziała?-Mężczyzna nie mógł nadal uwierzyć w to co zobaczył przed chwilą.
-Znikła.
-Właściwie to ty ją znasz?Mowiłeś do niej Roksana.
-Tak, znam ją bardzo dobrze.Własciwie to zastanawiam się jak to możliwe że ona żyje.Może ona wcale nie zginęła.Roksana jest...
-Wiem kim ona jest....Wiem i to bardzo dobrze....-odpowiedział Igor
Słowa wypowiedziane przed chwila skrywały w sobie jakąś tajemnice.Tajemnice którą w tej chwili Major postanowił rozwiązać...
***
Marie o 18 była na miejscu.Wysiadła z samolotu a na lotnisku przywitał ją zimny chłod obojętności.Porozglądała się dookoła i pierwszy raz nie wiedziała gdzie ma iść.Nie wiedziała ,a może wcale nie chciała wiedzieć.Powoli kierowała się w stronę ośrodka.Bateria w telefonie powoli zaczynała słabnąć , czarne chmury kłębiły się nad Paryżem zsyłając ciężkie i duże krople deszczu, a na domiar złego obcas w lewej szpilce chylił się ku spodowi.Wśród ludzi śpieszących się do pracy szkoły lub domu szła ona.Zmoczona, zmarznięta i zła.Zła ponieważ nie znalazła szpitala, ktorego szukala.Bała się że nie pozna zagadki która przesladowala ją od dzieciństwa.Policjantka stanęła na moście a dołem przejeżdżały tysiące aut.Poraz pierwszy nigdzie się nie spieszyła.Nigdzie nie musiala biec ani łapać przestępców.Myślami cofnęła się w przeszłość.Dojrzała w niej nienawiść którą darzyła Majora przy prowadzeniu pierwszej sprawy.Nienawiść która poźniej zamieniła się w gorącą miłość...
I Ty Kern.Wyspę na której przeżyła najwspanialsze lata dziecinstwa razem ze swoim rodzeństwem.A teraz przed jej oczyma stanął obraz brata leżącego na plaży i mewy skubiące kawałek jego nogi...
Mimo tych drastycznych wspomnień na jej twarzy nie było widać smutku.Czyżby naprawde nie żałowała że z trójki rodzenstwa została jedynie ona???Nie bylo widac rowniez lez ktore wylewała w poduszke po rozstaniu z Christianem.
-,,Zmieniłaś się moja droga.Zmieniłaś się i to bardzo..."-pomyślała i spuściła wzrok.
Chłodne pożegnanie z mężem nie wzbudziło w niej żalu.Myślała teraz o czym innym.
Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Andreasem.Jego wzrok na jej ciele.Poczula dziwne uczucie.Poraz pierwszy pomyslala o bracie Lucasa w ten sposób.Brutalny, z bronią w ręce wydał jej się naprawde pociągający.Jego zapach, smak ust...Po chwili jednak opamiętała się a w jej sumieniu pojawily sie wyrzuty...
Zamyslenie Marie przerwla kobieta stojaca teraz obok niej.Nie widaomo z kąd pojawila sie i po chwili rzucila krotkie:
-Sandra- po czym wyciągnęł dłon w strone policjantki
Ta wpatrzona byla na nią swoimi wielkimi niebisko-zielonymi oczami.
-Marie- po czym uśmiechnęła się od niechcenia i podala reke nieznajomej.
-Chłopak?
-Słucham?
-Chłopak cię rzucił?
-Nie
-Pomyślmy...twojego kochanka odkrył mąż!!!
Marie znów popatrzyła na brunetkę a wyraz jej twarzy przybrał kaształt banana.
-Nie- odpowiedziała ze spokojem i tym razem.
-No to nie wiem.Wyglądasz jakby ci matke pierogiem zabili.Nie jesteś zbyt rozmowna.
-Dlaczego sądzisz że coś mnie dręczy?
-Nie wiem.Zawsze tu przychodze jak mam jakiś problem.
-A teraz dlaczego tu jesteś???
-Może dlatego, że posuzkuje sensu mojego życia.Chce robic cos wiecej niz siedziec cale zycie z wariatami.Juz sama zaczynam ich przypominać.
-To fakt...
-Słucham?
-Nie nic tak sobie mówie pod nosem.
Na twarzy Sandry zagościł uśmiech.Uśmiech szczery i serdeczny.Od niej samej biło niespożyte źródło energii, któro pozytywnie nastrajało Marie.
-Masz czas?
-Mam, i tak jestem zgubiona.
-To chodź na mały spacer dawno z nikim nie gadałam.Tam niedaleko jest mała kwaiarenka....

***ODCINEK 5***

-To chodź na mały spacer dawno z nikim nie gadałam.Tam niedaleko jest mała kawiarenka.
-Tak właściwe kim jesteś w życiu?
-Tak właściwie to sama nie wiem.Mój narzeczony uciekając sprzed ołtarza wpadł pod ciężarówkę.Jego mamuśka powiesiła się na moim welonie.A staruszek dostał zawału po tym jak tańcował z dwudziestoletnią Rebeką.
Marie spojrzała na nią jak na wariatkę.
-Tylko nie pomyśl że jestem wariatką-wytłumaczyła się brunetka.
,,I do tego czyta w myślach"-pomyślała policjantka
-Acha i dla twojej wiadomości wcale nie umiem czytać w myślach.
Obie kobiety wybuchły śmiechem.
-Od dawna się tak dobrze nie bawiłam.Dziękuje.
-Własnie, ty wiesz o mnie dużo, a przynajmniej troche.Ja o Tobie nic.
Marie spuściła wzrok i zamilkła.
-Jeżeli nie chcesz nie musisz-dodała Sandra.
-Nie musze, ale chce.Dawno nie zwierzałam się nikomu.Moja przyjaciółka, Roksana do której miałam jedynie zaufanie nie żyje.
-Roksana....-dziewczyna zamyślila się przez chwile.-A co się stało Roksanie???
-Umarła przy porodzie.Jednak jej córka przeżyła.
-A co na to jej mąż?
-Ona nie miała męża.Ojcem dziewczynki jest brat mojego męża.Z początku nawet nie pomyślałabym że mogę się tak z nim zaprzyjaźnić.
-Dlaczego?
-To było bardzo dziwne spotkanie.Lucas nie miał żadnego kontaktu z Andreasem, jego bratem.W pewnej chwili jednak pojawił się w naszym życiu i pierwsze spotkanie nie bylo milym wrazeniem.Mianowicie Andreas chcial mnie postrzelić, ale zamist mnie trafił swojego brata.Oboje nie mogli zniesc swojego towarzystwa.Ale w koncu doszli do kompromisu.Spotkania z Roksaną też nie zapomne.Pojawiła się w życiu Lucasa a ja sądziłam że jest mu bliska.Okazało się że była jego macochą.Była również moją przyjaciółką...Andreas pokochał ją mocno ale również i skrzywdzil, chociaż tego nie chciał zrobić.Umarła żyjąc z nim w gniewie.On do dziś nie może się pozbierać, ale myśle ze niedlugo znow bedzie sobą...A ja nie czuje już tego samego do mojego męża co przed tem.Martwie sie tym.Mam nadzieje że mi
przejdzie.Nie potrafie ukryc tego ze mam obawy i ranie go...
Sandra spojrzała na Marie i złapała ją za ręke.Policjantka uśmeichnęła się do niej i dopijając kawe również popatrzyła w jej niebieskie oczy.Widziała w nich nie tylko niespożytą radość z otaczającego ją życia ale również strach, który maskowała bardzo dobrze.
-Właściwie to chyba nie jesteś z Paryża?- spytała brunetka która zauważyła czujny wzrok Marie i próbowała odwrócić jej uwagę.
-Nie, pochodzę z Ty Kern a mieszkam w San Marienie.
-To czemu jeteś tutaj?? Turystka??
-Nie szukam szpitala.
-Jakiego???
-Na Kiliańskiego.Szpital psychiatryczny.I widzisz nie wiem gdzie to jest...
-Ja właśnie tam pracuje- uśmiech na twarzy dwudziestolatki powoli znikał....

***
Słowa wypowiedziane przed chwila skrywały w sobie jakąś tajemnice.Tajemnice którą w tej chwili Major postanowił rozwiązać.
-Skad znasz Roksanę???
-To jest własnie dziewczyna która została przywieziona do nas do szpitala.Ta sama która w kólko powtarzała dziwne słowa.
-Ale skąd ona się tu znalazła skoro była w Paryżu???
-Nie mam pojęcia.
-Co stoi za oknem??? - Major uwaznie podszedł po małego pudełeczka stojącego na parapecie.-To hologram-wyszeptał cicho tak jakby chciał aby nikt nie usłyszał tego co mowi w tym momencie.-Ktoś podłożył hologram przedstawiający Roksane.
Na twarzy Igora widać było narastający niepokój i obawe o wyjawieniu prawdy....

Chłod i narastający strach przed ujrzeniem tego, co mogło się kryć za ciężkimi drzwiami odczuwała w tym momencie Marie.Wolnym krokiem szla pomiędzy dwoma ścianami szpitalnego korytarza a jej serce skakało w dwie rózne strony.Nie wiedziala czego może się spodziewać, nie czuła nic.Biel ścian, ławek,drzwi a nawet koszy na śmieci wprawiały ją w obłęd.Ze wszystkich kolorów świata, tego jednego nie nawidziła.Zbliżając się powoli do wyznaczonego miejsca delikatny skurcz złapał ją za noge.Delikatny, ale wiele mówiący w tej chwili.Nie była sobą, strach zwyciężył.
-Jak się czujesz??- spytała Sandra czujnie badając każdy ruch nowej koleżanki.
-Dobrze- odrzekła policjantka zaprzeczając samej sobie.
-Musisz pozbyć się wszystkich ostrych narzędzi.
-Nie mam nic takiego.
-W takim razie możesz wejść.
Marie ruszyła przed siebie.Chociaż jej stopy odmawiały posłuszeństwa to jednak ona stąpała twardo po ziemi.Biel otaczających ją wkoło scian spowodował mętlik w jej głowie, a w lewym rogu na podłodłodze siedziała dziewczyna o blond włosach.Nieco zniszczonych, ale tętniacych jeszcze życiem.Marie podeszła do niej i uklękła.Dziewczyna powoli podniosła głowę do góry.Ku jej zdziwieniu znała ją bardzo dobrze....

***

-Hologram....hmm to trzeba sprawdzić.Słuchaj Igor.Od początku twojego całego pobytu nie dowiedzialem się czego tu szukasz??
-W ruinach zamku stojących na wzgórzu...
-W jakich ruinach??
-W ruinach jednych z sześciu pozostałych znajdujących się w tych okolicach...
-???Ja tu czegoś nie rozumie.Opowiedz mi o tych ruinach.
-Ty o niczym nie wiesz?Gdybym tu mieszkał dawno bym był tam codziennie.1240 roku przybyli tu pielgrzymi zakonni z Niemczech.Stworzyli zamek mający ponad 24h wielkości.Warownia rózniła się jednak wielkością od innych.Grube mury broniły przed najazdami innych panstw.Zakonnicy bronili się dobrze do czasu aż zamek przejęli Templariusze.Z zamku stojącego na wzgórzu stworzyli warownie z tyiącami komnat i podziemi których do dnia dzisiajeszego nie możemy się dostać.Templariusze po osiedleniu się w pobliskiej wiosce stworzyli jeszcze pięć podobnych miejsc stojących w pobliżu.
Warownia - której rynek w górnym zamku oraz sklepienie w każdej komnacie ma kształt słońca.Stare obserwatorium - Stojące na wzgórzu koło zatoki według legendy było tam kiedyś morze dlatego latarnie morską zamienili na obserwatorium.Mozaika ułozona na kamiennej posadzce ma kształt mewy. Stary młyn - Stojący nad zalwem który również należał do morza służył zakonnikom do wyrobów pieczyw potrzebnego w okresie wojny.Na murze młynu wyryty jest znak dwóch fal.Drugi zamek - najprawdopodobniej mający połączenie podziemne z drugą warownią.Był zamieszkiwany przez mistrza zakonnego.Tu odbywały się obrady.W głównej bramie widnieje znak meduzy.Kaplica zamkowa- oddalona od warowni o dwa kilomerty do której wiodła kamienna ścieżka.Spoczywają tu ciała znanych i zasłuzonych zakonników.W kaplicy schody prowadzą na strych do którego wejście jest zamurowane.Stojac na schodach można dostrzec na posacce wyłozona mozaiką postać ryby.Kostnica (rzeźnia?)- W dawnych czasach identyfikowano tu zwloki templriuszy.Z czasem z kostnicy zrobili tutaj rzeźnie.Oprocz wieprzowiny co jest zagadnką rozcinano tu ryby zlowione w stawie mającym połączenie z dwona zamkami straym mlynem i obsrwatorium.Nie dziwi wiec fakt ze na drzwiach wejsciowych jest znak ryby.W okresie letnim turyści mają dostęp do dwóch zamków.Reszta jest zamknięta, chyba że dla historyków, ale po ostatnich wydarzeniach chyba bym zrezygnowal ze zwiedzania tych zabytków.
-Po jakich wydarzeniach??
-Około miesiac temu straznik pilnujacy zabytkow w pierwszym zamku zniknął bez wieści.Na podłodze znaleziono tyko jego czapkę policyjną.W tym samym zasie ktos probowal zamordowac 30-letnią kobiete ktora bedac zbyt ciekawska lub szukajac sensacji udala sie do kaplicy aby odnalezc ducha, ktory rzekomo nie istnieje.Oprocz tego z znaku ryby splynęła krew ktora jak sie okazalo pozniej byla krwią tamtego stranika.Straznik byl przodkiem jednym z wybitnych mistrzow zakonu templariuszy...
-Krew ze znaku powiadasz....
-Tak, historia lubi sie powtarzać.Nie dość że Ty Kern to jeszcze...
-Czy ja opowiadałem cie kiedyś o Ty Kern???
Igor spojrzał znacząco na Lucasa i zamilkł.Na jego twarzy wyraźnie było widać zakłopotanie....



Ciepłe promienie czerwcowego słonca pojawiały się nad lśniącym jeziorem Sant Mariny.Małego miasteczka położonego na południu Włoch.Lucas nie miał pojęcia że kryje się tutaj tak wielka tajemnica.Tajemnica, którą pragnął odkryć.Nie tylko to zaprzątało jego głowę.Myślami był daleko a dokładniej w Paryżu gdzie obecnie przebywała jego żona.Jeszcze żona...
Igor wytłumaczyl przyjacielowi skąd wie o krwawiących kamieniach z Ty Kern, jednak major postanowił być czujnym wobec kolegi.Nie pozostawało mu nawet nic innego niż tylko wierzyć.Dzień zapowiadał się pięknie i Fersen nie miał ochoty spędzac go na komisariacie.W wielkim kufrze stojącym w rogu pokoju wyszperał zapas worków foliowych w razie znalezienia jakichś dowodów.Nie pozostawił też w spokoju latarki czy szczypców.Broń była narzędzią podstawową.Zabrał ze sobą również nożyk kieszonkowy i ruszył w drogę.Jechał sam , ponieważ Igor się rozchorował.Może to i lepiej dla Majora, w końcu miał podejrzenia co do jego prawdomówności.Będąc przy drzwiach wejściowych cofnął się usłyszawszy znajomy głos
-Lucas gdzie idziesz??
-Na miasto a dlaczego pytasz??
-Słyszałem wczoraj twoją rozmowe z Igorem- Andreas spojrzał znacząco na brata.
-Ide do zamku, ale dlaczego cię to tak ciekawi
-Musze ci coś powiedzieć...
-Co??
-Coś bardzo ważnego...
Głos mężczyzny urwał się i pobiegł do pokoju skąd było słychać płacz dziecka.Major nie czekając na odpowiedź brata również ruszył w swoją stronę...

***

-Roksana dostala szoku lub utraty pamięci po stracie kogoś bliskiego.
-Ale ona nikogo nie straciła, nikt nie zginął
-To nie musiała być strata fizyczna, mogła kogoś stracić na kim jej zależało...
-Andreas...
-Właśnie
-Ale dlaczego wypowiadała te słowa.Dlaczego moje imie??
-Dostała zaniku pamięci niedługiej przeszłości a daleką mogła pamiętać.
-Myślałam że ona nie żyje jak to możliwe??Wszyscy tak myśleli.
-Tą dziewczynę przywieziono do nas ze szpitala w Breście.Lekarz który prowadził jej ciąże powiedział że jest ieobliczalna i próbowała zabić swoje dziecko.
-To kłamstwo.
-Tego nie wiemy.Została tu umieszczona a na dodatek zaczęła powtarzać ,,te" słowa.
-Ona nie jest wariatką
W oczach policjantki błysnęła łza.Czuła coś więcej do Roksany niż przyjaźń.Czuła że będzie jej teraz potrzebowała.
-Nie jest wariatką.Nie....
Marie wybiegła z sali i usiadła na krześle
-Marie co się stało?? - Sandra dogoniła przyjaciółkę.
-Oni uważają że Roksana jest nieobliczalna.Ze próbowała zabić Nicole ale tak nie jest.lekarz z Brestu który jej nie nawidzi za to ze Andreas kocha ją a nie jego próbował się zemścić.
-Czy ten lekarz jest...
-Tak jest gejem.Ale Andreas nie.
-Rozumiem...
Ciepły głos blondynki dawał nadzieje ze bedzie lepiej
-Słuchaj Sandra, musisz mi pomóc...
-A o co chodzi??
-Musimy ją stąd wyciągnąć ona nie może tu zostać.
-Lekarz z którym rozmawiałaś napewno nam pomoże on jest dobrym człowiekiem
-O NIE, on uważa że Roksana jest nienormalna
-Nie masz wyjścia, same jej nie ,,ukradniemy".Musisz tam wrócić.
Marie powolnym krokiem ruszyła w strone pokoju i cicho zapukała.
-Dzień dobry!
-Dzień dobry po raz trzeci.-Uśmiechnął się lekarz.
-Przepraszam że wtedy wyszłam beż pożegnania ale zdenerwowałam się że pan sądzi że Roksana jest wariatką.
-Też bym się zdenerwował gdyby ktoś tak mówił na moja siostrę.
-Siostrę...???



-To nie możliwe że Roksana jest moją siostrą.Przecież ona jest młodsza...Moja matka zmarła gdy miałam rok.
-A ile Roksana jest od Pani młodsza?
-Rok - wyszeptała cicho Marie - Tak, to by się zgadzało.Moje sny w tym miejscu.Ta kobieta którą cały czas miałam przed oczyma była moja siostra.Roksana.
-Te same rysy twarzy, kolor włosów.Nigdy Pani się nad tym nie zastanawiała?
-Nie, nigdy.
-Najprawdopodobniej została zaadoptowana przez zamożną rodzinę.Wasza matka nie chciała jej.Zostawiła pod drzwiami kościoła, a później zniknęła.
-Wypłynęła statkiem...który rozbił się u podnóży Ty Kern.
-Pomogę Pani wydostać stąd Roksane.Niech Pani idzie ją spakować.
-Dziękuje.
***
Policjantka powoli ruszyła w strone białych drzwi.Zresztą biel była tam jedynym kolorem jaki można było zauważyć, oprócz rażącej czerwieni krwi.Krwi którą posiadał owy młodzieniec siedzący na krześle w poczekalni.Rozbite oko, nos i złamany obojczyk.To wszystko za cene miłości...Miłości, która tak naprawde była tylko mijającym zauroczeniem.Obok niego bowiem siedziała szczupła blondynka która czule gładziła chłopaka po policzku.Marie przez chwile oderwała się od swojego świata, swoich problemów.Musiała jednak wrócić do tej szarej, cholernej rzeczywistości, która nie jednego by przeraziła.Jednak nie ją.,,Twardą" a zarazem niewiarygodnie delikatną i kruchą kobiete.Powoli nacisnęła klamke- (również w naszym ulubionym białym kolorze)- a przed sobą ujrzała Roksane.Chociaż widziała ją już nie raz, to jednak widok ten wzbudził w niej emocje, których wcześniej nie doznała.Zmiast słow przytuliła ją do siebie.
-Marie...możesz mnie już puścić...-Roksana wyszeptała a raczej wysapała.
-Roksana tak sie ciesze
-Marie...puść mnie.
-Ach Roksana teraz juz zawsze będziemy razem
-Marie puszczaj!!!
-Co??!! A tak przepraszam.Mało co cię nie udusiłam.Przepraszam.
-No wiesz...ja też to zauważyłam.-Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.Pierwszy uśmiech od kilku miesięcy
-No dobra zbieraj się jedziemy do domu...Jedziemy do Sant Mariny.
-Gdzie??Powiedziałaś do domu???
-Tak, a dlaczego pytasz???
Roksana popatrzyła na siostrę ciepłym spojrzeniem i przytuliła się do niej.
-Tak dawno nie byłam w domu.
-Wiem siostrzyczko.
-Tak się ciesze...Co?? SIOSTRZYCZKO?!
-A tak to długa historia nie ma o czym mówic..opowiem ci później.
-MARIE!!....
***
Mimo iż na dworze widać było postępy jakie zrobiła nadchodząca jesień to jednak słońce świeciło uparcie.Obraz za oknem samochodu mijał szybko i coraz bliżej było do domu...
-Wreszcie wracasz do nas.Wracasz do Nicoli...
-Do Nicoli??- na twarzy blondynki pojawiło się zakłopotanie.
Marie uśmiehcnęła się ciepło i złapała Roksane za rękę, drugą ręką trzymala zaś kierownice
-Nicola to twoja córka.
Brak odpowiedzi ze strony jej siostry nie wróżył nic dobrego.Jednak policjantka zobaczyła w jej zielonych oczach szklistą łze.
-Andreas tez na pewno się za Tobą stęsknił.Nie uwierzy kiedy mu...
-Przestań!!
-Słucham???
-Chce zapomnieć o Andreasie.Chce wymazać go z pamięci...-pięści dziewczyny zaciskały się coraz bardziej....


Słońce chyliło się ku zachodowi gdy czerwony samochód zajął miejsce w garażu w domku na uroczej wyspie Francji.Marie wysiadła z niego pierwsza, otwierając drzwi siostrze, która nie kryła zdziwienia.W końcu poraz pierwszy widziała to miejsce.Marie zajęła się rzeczywistością.Rzeczywistości ą która ją przerażała.Bowiem za chwile miała ujrzeć Lucasa.Miała ujrzeć mężczyzne którego kochała.
Obie kobiety ruszyły wolnym ale stanowczym krokiem w strone drzwi.Marie chwyciła za klamkę i już miała nacisnąć gdy cofnęła rękę spowrotem.
-Co się stało??
-Nie nic.- odpowiedziała i przycisnęła tym razem dzwonek.
Po chwili w owych drzwiach pojawiła się znajoma twarz.Wysoka postać, krucze włosy i niebieskie oczy- wszystkie te cechy wskazywały na Majora.Jego wzrok, uśmiech i dotyk sprawiły że w Marie na nowo obudziły się uczucia, których nie była pewna.Rzuciła się na szyje policjantowi i uśmiechnęła słodko.Jego reakcji się nie spodziewała.Chłodne przywitanie.Jego dłonie już nie przytulały z taką czułością jak kiedyś.Jego słowa zamiast dawać radość...bolały.
-Marie co ty tutaj robisz???- w głosie mężczyzny słychać było nutke strachu i zimna.
-Wróciłam...z Roksaną.
-Właśnie widze.Andreasa nie ma.Pojechał z Nicolą na dwa dni do Paryża...a Igor wyjechał na tydzień w celu zidentyfikowania starego pamiętnika znalezionegow ruinach.
-Jesteś sam...?
Ze strony Mężczyzny nadal nie było słychać odpowiedzi.Jego oczy nie patrzyły teraz na nią...skierowane były całkiem gdzie indziej.Jego wzrok szukał punktu zaczepienia.
-No to może przynajmniej wejdziemy Roksana jest pewnie zmęczona- odpowiedziała Marie tłumiąc łzy...
-Marie posłuchaj...to chyba nie jest dobry pomysł.- Lucas oparł się o sciane uciekając przed wzrokiem policjantki, który w tym momencie skierowany był na niego.
Mimo tych słow kobieta weszła dalej...Mijając przedpokój i salon wstąpiła na schody i kierowała się do sypialni.Polowi otworzyła szklane drzwi.Teraz już wiedziała co było przyczyną dziwnego zachowania jej męża.Na ich łóżnku zobaczyła znajomą twarz przyjaciółki...
-Sandra??? Co ty tu robisz- wykrzyczała blondynce prosto w twarz...
Wykrzyczała ale już nie usłyszała odpowiedzi bo zniknęła w ciemnym korytarzu...
***
Stojąc na przeciwko człowieka który ją tak mocno zranił Roksana poczuła ukułcie w sercu...Czuła , że coś skończyło się bezpowrotnie a coś zaczyna na nowo.Na rękach trzymała Nicole którą pokochała od pierwszej chwili jej życia.Znowu mogła mieć dom, rodzine ale zrezygnowała z Tego...Oczy mężczyzny patrzyły na nią z czułością, i radością że najgorszy sen był tylko snem.Że kobieta która dała mu tyle radości wróciła na nowo.Wróciła ale nie do niego...Mimo to że ją skrzywdził nie mogła powstrzymać się od wykrzyczenia mu w twarz jak bardzo go kocha.Jak bardzo chciałaby wtulić się teraz w jego silne ramiona.Wiedziała że jeżeli to zrobi wszystko potoczy się inaczej.Nie wybrała tego...odrzuciła szczęście jakie mogłoby ją spotkać...
-Wyprowadze się za tydzień.Tymczasem musze sobie czegoś poszukać.Dla mnie i małej...
-Roksana nie odchodź...prosze
-Andreas...chciałabym ale nie potrafie.
Chłopak spuścił głowe a w jego oczach zabłysła szklana łza.Również w oczach blondynki można było dostrzec świecącą się łezke.
-Za późno- odrzekła i odwróciła się do wyjścia puszczając na nogi córeczke.
Gdy była już przy drzwiach, Andreas złapał ją za rękę i przycisnął do siebie.
-Nie pozwole Ci odejść kocham cie.Nie chce sie zegnac bo nie potrafie.Nie chce cie wymazac z pamieci bo to jest nie mozliwe.Jeszcze nigdy do nikogo nie czułem tego co do ciebie.Kocham cie i kochac cie bende i nie chce ci pozwolic odejsc bo nie moge bez ciebie zyc.
Ich oczy spotkały się i nie chciały rozejść.Ich usta powoli stykały się...


Zagubiona kobieta szła szybkim krokiem w kierunku którego nie znała.Szła tam gdzie dojść nie chciała.Było jej to obojetne.Zraniona w środku,wołająca o pomoc i smutna.Wiedziała że to co czuje do Lucasa to miłość.To co czuła do niego to też nienawiść i złość.Nawet nie próbował jej zatrzymać gdy wybiegła z domu.Dlaczego? Dlaczego jej to zrobił? Zadawała sobie sto pytań.Kobieta którą uważała za przyjaciółkę i najbliższy jej człowiek...oboje zawinili.Ona nie dała im rozgrzeszenia.I nie miała takiego zamiaru...Noc stawała się coraz ciemniejsza.Na ulicach mijała tylko bezdomnych żebraków wolających o pomoc.Zawsze starała się ich wesprzeć...wspołczuła.Teraz sama czuła się jak ostatni żebrak proszący o miłość.Prosiła o odrobine czułości której brakowało jej w ciągu ostatnich miesięcy.
W pewnym momencie Marie zauważyła że nie wie gdzie jest i dokąd ma iść.Znalazła się w ciemnej ulicy z której nie było wyjścia.Gorsze jednak było to że sytuacja w której się znajdowała teraz też nie miała końca.Zza ciemnego rogu zaczęły pojawiać się dwie postacie.Postacie które bardo dobrze znała.Az za dobrze.Wysoka blondynka, która zrujnowała jej zycie...Jej uśmiech udawana przyjaźń to wszystko przyprawiało ją o mdłości.Drugą osobą był Igor.Tego Marie się nie spodziewała.Co robił tu ten człowiek???
-Czego chcesz...-krzyknęła policjantka z gorycza w głosie.-Czego oboje chcecie.
-Marie, Marie,Marie.Głupiutka i naiwna- zaczęła Sandra z wyższością.-Lucas potrzebował miłości i czułości a Ciebie nie było...
-Ty o tym wszystkim wiedziałaś bo ja Ci o wszystkim mówiłam
-A gdy zniknęłam myslałaś że pojechałam do rodziny...
-Ale co z tym wszystkim ma wspólnego ON???
Wskazała palcem na mężczyzne sięgającego po broń...
-Wiesz za dużo...Igor to nie Igor.
Teraz dopiero policjantka zauwazyła że ma na twarzy maske.Maske dobrze dopasowującą się do twarzy.
-Igor to Michael...
-Michael...-wyszeptała Marie.
-Tak ten Michael którego Lucas zamknął w więzieniu.Mój kochany Michael.Chciał się zemścić na Majorze a że szukał w tej okolicy cennych skarbów bo chciał się wzbogacić Lucas był świetnym materiałem.Doskonały policjant, detektyw.Łatwo doprowadził go do upragnionego celu.Wspaniale wykonał swoją robote.Ja ,,przypadkowo" spotkałam Cie w Paryżu.Za moją sprawą Roksana trafiła do naszego szpitala.
-Ale dlaczego rujnujesz mi życie???
-Nie rujnuje je Tobie.Twój mąż posiada klucz do skrzyni ze skarbami.Ze skarbami dzięki którymi mozemy być milionerami.Ciebie uważamy za nasz haczyk.Jezeli nie bedzie nam chciał oddać kluczyka..straci cos o wiele cenniejszego..Ciebie.On cie kocha i wcale cie nie zdradził...
-Co???
-Znalazł mnie pod kołami ,,przypadkowego" samochodu i postanowił się mną zaopiekować jak dowiedzial sie ze wlasnie stracilam moje dziecko...
-Jestes podła ty wcale nie masz dziecka..
-Marie...ale to tajemnica...
Sandra przyłożyła jej broń do brzucha...
-Ruszaj...
***
-A Marie myślała że ją zdradziłeś...-Roksana usiadła obok męzczyzny.
-Ja..ja ją kocham
-Wiem.Teraz już wiem.
Zapanowała cisza.Cisza którą postanowił przerwac wchodzący do salonu Andreas.
-Mała zaspała.Ale gdzie jest Marie???
-Własnie...
Blondynka powoli wstała i podeszła do okna.Na horyzoncie zaczynały pokazywac się zarysy trzech postaci.Postaci idących w ich kierunku....



Mrok panujący na dworze przeszywał ciała sześciu osób stojących naprzeciw siebie.Andreas, Roksana i w końcu Lucas zaś z drugiej strony Marie, Snadra i Michael....W ich oczach widoczny był gniew.Złość panowała nad ich uczuciami a w ich sercach lód nie do stopienia.Sandra kurczowo trzymała w dłoni broń przyciśniętą do głowy Marie.
-Czego chcecie???- Pytanie padło z ust policjanta...
-Nie wiesz czego chcemy??? Masz klucz który jest nam potrzebny...
-Nigdy wam go nie oddam...Już rozumiem Michael.Wiedziałem ze z Tobą jest cos nie tak.Nie przypuszczalbym ze podajesz sie za mojego najlepszego kolege.
-Klucz albo jej życie...wybór nalezy do Ciebie.
Major odwrócił się do nich plecami i ruszył w kierunku drzwi.Nie trzeba było mu powtarzać.Nade wszystko kochał ją a nie pieniądze czy sławę.Kochał jej usmiech, dotyk kochał jej każde słowo.
Po pięciu minutach był już spowrotem.Z kluczem w ręce.Kluczem który miał być ceną za jego marzenia.Za osobe którą kochał ponad swoje życie.Ile by dał żeby stać tam zamiast niej.
-A teraz rzuc- krzykneła Sandra.
Lucas popatrzył jej prosto w oczy.Wzrokiem który przeszył ją na wskroś.Zastanawiał się skąd tyle nienawiści w ciele tej drobnej osóbki.
Policjant powoli otworzył dłoń i rzucił klucz w keirunku złoczyńców.
-Dzięki Majorze wzamian mam coś dla Ciebie...-Wyszeptał Michael.
Na jego ustach pojawił się szyderczy uśmiech a usta Lucasa zamarły w bezruchu....
-Nie...- głuche wołanie wydobyło się z gardła Marie.
***
Mrok panujący na dworze panował teraz w pustym pomieszczeniu.Puste tak samo jak całe jej życie.Rozrywający ból, smutek a w oczach kolejna łza.Pół roku zdwało się być wiecznością.Wiecznością która nie miała końca.Teraz już nic nie będzie tak jak było.Zostało jedno...wspomnienia.Wspomnieni a które bolały.Bolały za każdym razem jak wracała do tamtego momentu.Nie mogła zapomnieć jak postąpiła wobec neigo.Nie uwierzyła mu...chociaz tak bardzo chciała.Nie uwierzyła mu i teraz żałowała.To ona się pomyliła nie on...Zapach unoszących się jeszcze w powietrzu perfum i jego jakby obecność.Zapach który już dawno wywietrzał, teraz był w jej podświadomości.Nie chciała o nim zapomnieć...nawet nie próbowała.Cofała się wstecz.jego wzrok gdy na nią patrzył,ciepłe słowa i oddech na rameiniu.
Każdy dzień pamiętała jak na dłoni...teraz miała na niej krew.Przekonała się jak smakuje smeirć bliskiej osoby.Przekonała się...niesłusznie.Los postanowił ją ukarać za czyjeś grzechy....Okrutny los.
Słowa obijające się o jej uszy.Dwa słowa o których nie starała się zapomnieć : ,,Kocham Cie".Słowa wyszeptane do niej w ostatniej minucie jego ziemskiego życia.Potem już nie pamięta co się działo...film się urwał.Film o którym najchętniej by zapomniała.Jednak to nie możliwe...Codziennie budzi się z świadomością że nie ma dla kogo życ.Że nie ma po co żyć.Tak bardzo chciałaby cofnąc czas- wie że to nie możliwe.Tak bardzo chciałaby żeby był teraz koło niej- wie ze ten sen sie nie spełni.Tak bardzo chciałaby żeby żył.Nie musiał życ z nią ale dla niej.Nie musiał jej kochać...wystarczyło że ona go kochała.To przez nią teraz go tu nie ma.To ona pozwoliła mu odejść....To ona go tak mocno kochała.Teraz już nic nie miało znaczenia.Już nikogo nie pokocha tak mocno jak jego...
Wiedziała że jej życie straciło sens...Straciło razem z nim.Wstała i wsiadła do promu.Po godzinie była na Ty Kern.
Stojąc przed kamieniem który znazył dla niej najwięcej na swojej ręce ujrzała krew.Z kamienia poleciała krew...ale jej serce krwawiło mocniej.Utopiona w morzu martwych marzen spojrzała w swoją przyszłość.Przyszłość bez niego...To nie była przyszłość.To było życie niewiele warte...Z czułej i delikatnej kobiety z charakteram,mającej perspektywy na życie został ,,martwy człowiek".Tak samo martwe były jej uczucia.Chciała byc razem z nim.Już neidługo...Podeszła do skarpy.Od północy wiała morska bryza.Bryza którą tak czesto wdychała razem z nim...
-Już niedługo będziemy razem...-wyszeptała...-Wszyscy ..we trójke.Ja, ty i nasze dziecko.
Całe zycie stanęło jej przed oczyma.Nowe życie dopiero zaczynała....



,,Tak samotny dzień,
I jest mój.
Najbardziej samotny dzień w mym życiu.
Tak samotny dzień,
Powinien być zabroniony.
To dzień którego nie mogę znieść.

To najbardziej samotny dzień w mym życiu,
Najbardziej samotny dzień w mym życiu.

Tak samotny dzień,
nie powinien istnieć.
To dzień którego nigdy nie opuszczę.
Tak samotny dzień,
I jest mój.
Najbardziej samotny dzień w moim życiu.

I jeśli pójdziesz,
Pójdę z tobą.
I jeśli zginiesz,
zginę z tobą.
Wezmę cię za ręke i odejdziemy.

To najbardziej samotny dzień w mym życiu,
Najbardziej samotny dzień w mym życiu,
Najbardziej samotny dzień w mym życiu.

Tak samotny dzień,
I jest mój.
To dzień, w którym ciesze się że go przetrwałem."

KONIEC...






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 3167
il. komentarzy : 0
linii : 427
słów : 7757
znaków : 41921
data dodania : 2006-10-14

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e