FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : Fanfiction / Inne / Inne



JAG Byliśmy blisko

a u t o r :    mela


w s t ę p :   

fik dotyczy serialu JAG. umieszczam go tu w oczekiwaniu na odpowiednią podpodkategorię.



u t w ó r :

Weszła do pustego mieszkania. Zapaliła światło, odstawiła teczkę, położyła klucze na komodzie, zdjęła buty. Wykonywała te czynności machinalnie, a gdyby ktoś zapytał ją o którąkolwiek z nich, nie potrafiłaby powiedzieć czy i kiedy ją zrobiła. Przez chwilę stała zamyślona, rozglądając się po przedpokoju, po czym drgnęła, jakby ocknąwszy się z zamyślenia, i zgasiła z powrotem lampę. W mroku czuła się bezpieczniej, nie widziała wspomnień, które wyłaniały się z każdego kąta mieszkania i osaczały ją bez przerwy. Po ciemku dotarła do kanapy i usiadła powoli, mając wrażenie, że cisza panująca dookoła wgryza się jej w uszy. Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Powoli zaczynała rozróżniać dźwięki składające się na tę ciszę: brzęczenie lodówki, hałas samochodów na ulicy, tykanie zegara. Przez chwilę zdało jej się, że słyszy też spokojny oddech Harma. Odwróciła się w stronę sypialni i zerwała gwałtownie z sofy.
- Jego tu nie ma… - powtarzała sobie w myślach, raz po raz, coraz szybciej – …nie ma… nie ma go! – wykrzyczała wreszcie z łkaniem i opadła znów na kanapę. Zasłoniła twarz dłońmi, tłumiąc w sobie wzbierającą złość i bezradność. Od tamtego dnia minęły prawie dwa tygodnie, podczas których codziennie staczała heroiczną walkę ze swoimi emocjami. Przez chwilę starała się nie myśleć o niczym, ale jej myśli niepokornie wracały do przeszłości.

Flashback

Pół roku wcześniej:

To była kolejna nudna rozprawa. Młodszy oficer obraził przełożonego. Oskarżycielem był początkujący prawnik, Harm i Mac bronili delikwenta, choć, nawet w ich przekonaniu, nie miało to najmniejszego sensu, zwłaszcza, że oskarżony był niezwykle arogancki. Trwało przesłuchanie kolejnego świadka oskarżenia, gdy Harm podsunął Sarze kartkę:
„Czemu admirał wyznaczył nas oboje do TAKIEJ sprawy?!?”
„Żeby młody się wprawiał…?” – odpisała szybko. Nie patrzyła na Harma, ale po jego oddechu usłyszała, że się uśmiechnął. Kolejny raz pomyślała, że zna go na pamięć, dźwięk jego oddechu, charakter pisma, kształt dłoni, zapach wody kolońskiej. Leżąca przed nią kartka z wypisanymi dwoma zdaniami była jak lustro, w którym odbijała się jego twarz. Doskonale wiedziała, jaką ma teraz minę, jak ułożone są jego brwi, usta… Z zamyślenia wyrwał ją gwałtowny pomruk nadciągającej burzy i trzaskające na sali okno, które szybko zamknął jeden ze strażników. Drgnęła. Harm popatrzył na nią w milczeniu, nieprzeniknionym wzrokiem. Zapłaciłaby niejednego dolara za odgadnięcie, co kryły takie spojrzenia. Prokurator wreszcie zakończył maglowanie młodego mężczyzny, a, ponieważ Harm i Sara nie mieli do niego żadnych pytań, posiedzenie sądu nareszcie się zakończyło. Znużona wychodziła z sali, zastanawiając się, czy zdąży przed burzą dojechać do domu, gdy zatrzymał ją, kładąc lekko dłoń na jej ramieniu.
- Zjemy razem kolację? – zapytał po prostu. Za tę prostotę kochała go jako przyjaciela, a nienawidziła jako mężczyznę, który chyba nigdy nie mógłby być wobec niej tajemniczy i romantyczny. Ale, w końcu nie chodziło o randkę, tylko zwykłą kolację.
- Chętnie – uśmiechnęła się, odwracając głowę w jego stronę. Webb wybył gdzieś służbowo przed ponad trzema tygodniami, a ona nie miała ochoty na kolejne samotne zakończenie nudnego dnia.
- U ciebie o 20:00 – powiedział kategorycznie, pstrykając palcami – I ja będę gotował!
Wyprzedził ją na korytarzu i zniknął w gabinecie Sturgisa. Mac powoli szła do siebie, zastanawiając się gdzie teraz jest i co robi Webb. Od dwudziestu dni dziesięciu godzin i szesnastu minut nie dał znaku życia. Co prawda uprzedzał ją, że nie będzie mógł się kontaktować, ale i tak czuła się nieswojo. No właśnie, nieswojo! Początkowo denerwowały ją ciągłe wypady Claytona, martwiła się o niego, czekała niecierpliwie na każdy znak życia. Po jakimś czasie przywykła do jego wyjazdów i milczenia. A przestała się nimi interesować. Czy tylko nimi? Niepokojące myśli zostawiła za drzwiami swojego biura. Teraz musiała szybko spakować potrzebne dokumenty i pojechać do domu, żeby zdążyć posprzątać przed wieczorem.

Flashback
Wstała z kanapy i dopiero zauważyła, ze ciągle jest w wilgotnym od śniegu płaszczu. Zdjęła go i rzuciła niedbale na fotel. Nie miała na nic siły. Weszła do kuchni, wmawiając sobie, że ma ochotę na herbatę, byle tylko zająć czymś myśli i ręce. Otworzyła szafkę i wyjęła puszkę liptona. Piła tę herbatę od lat, z przyzwyczajenia. Pili ją razem z Harmem… Zacisnęła zęby i sięgnęła po kubek. Spojrzała na niego i poczuła jak kolejna fala wspomnień ściska ją za gardło. Rozejrzała się po kuchni. Nie myślała o żadnym konkretnym wydarzeniu, po prostu wszystkie sprzęty, które ją otaczały były tu już wtedy, kiedy Harm i ona… Wrzuciła torebkę herbaty do kubka i zatrzasnęła szafkę.

Flashback

To był cudowny wieczór. Harm, ubrany w czarną koszulkę, w której jego ramiona wydawały się Sarze jeszcze silniejsze, stał przy kuchni, żartując z nudnej sprawy, którą się zajmowali. Kończył właśnie wkładanie brudnych naczyń do zmywarki, a Mac patrząca na niego z boku doszła do wniosku, ze widok jego krzątającego się po jej domu był dużo bardziej naturalny niż Claya, który przede wszystkim powinien czuć się tu jak u siebie. Nie chciała się przyznać, nawet przed sobą, że coraz częściej porównywała w myślach obu mężczyzn, z wyraźną korzyścią dla przyjaciela z biura. Harm odwrócił się w jej stronę, a kiedy zobaczył jej zamyśloną twarz, jego oczy na moment przybrały dziwny poważny wyraz.
- Herbata czeka – uśmiechnęła się, niemal zupełnie naturalnie.
- Wreszcie nie mamy żadnej strasznie ważnej sprawy, którą musimy omówić – zauważył mamrotliwie, siadając na kanapie.
- Sezon ogórkowy… - starała się skierować rozmowę na dobrze znane tematy zawodowe.
- Wreszcie mam czas, żeby zapytać co u ciebie? –uniósł brwi, podnosząc do ust kubek.
- Codziennie pytasz – patrzyła jak pije, choć znała na pamięć wszystkie jego ruchy. Dobrze wiedziała, że martwił się jej związkiem z Webbem, choć nigdy nie śmiał wtrącać się do tego tematu.
Uśmiechnął się znad parującego kubka.
- Więc co u ciebie? - zapytał cicho.
Wiedziała, że zadał to pytanie nie dlatego, że chciał wiedzieć, ale przede wszystkim po to, by odpowiedziała na nie sama przed sobą.
Zamyślona błądziła wzrokiem po pokoju.
- Wszystko dobrze... tak myślę... - dodała z westchnieniem. Nie musiała patrzećna Harma by wiedzieć, że spoważniał.
- Webb się nie odzywa. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Skąd wiesz?
- Bo jesteś... - zawahał się, szukając odpowiedniego słowa - Smutna.
Nagle ogarnęło ją dziwne poczucie bezpieczeństwa. Proste zdanie uświadomiło jej, że, w czasie gdy wydawało jej się, że jest zupełnie samotna, pod nieobecność Claya, Harm cały czas był przy niej. W zasadzie nie umiała dokładnie nazwać tego uczucia. Po prostu, kiedy zaczynali mówić o niej, kiedy nazywał jej uczucia, które czasem ukrywała nawet przed sobą, uświadamiała sobie, jak bliskim jest przyjacielem.
- Nie mam racji? - uniósł brwi, przełykając gorącą herbatę.
- Masz - uśmiechnęła się posępnie.
Czuła na sobie jego uważne spojrzenie.
- Nie rozumiem go - zaczął stanowczo, choć wyczuła w jego głosie niepewność, która nigdy nie pojawiała się, gdy mówił do niej jako prawnik. - Mac, przepraszam, że to mówię, ale ten facet nie powinien cię tak traktować!
Zaskoczyła samą siebie spokojną reakcją. Jeszcze niedawno stanęłaby w obronie mężczyzny z którym się spotykała, lub przynajmniej zareagowała na tyle szorstko, by Harm przestał wnikać w jej prywatne życie.
- Skąd możesz wiedzieć?
- Widzę kiedy ktoś cię krzywdzi. - powrócił do swojego mamrotliwego tonu.
- Harm! - zmusiła się do oburzonego tonu. Tak naprawdę niczego nie potrzebowała tak bardzo, jak zainteresowania jej problemami, zwłaszcza ze strony przyjaciela. Ale sama przed sobą udawała, ze tak nie jest, czując, że dzielenie się nimi z tym mężczyzną nie jest w porządku w stosunku do Claya.
- Mac! - wyczuła w jego stanowczości odwagę, która świadczyła o tym, jak ważna jest dla niego ta rozmowa. - Przestańmy wreszcie udawać. - zawiesił na chwilę głos a przez jej głowę przetoczyło się tysiąc skojarzeń. Pomyślała, że może on wcale nie chce rozmawiać o jej związku z Webbem. Zdawało sie, że i jemu przemknęło to przez myśl, ale zaczął mówić dalej - Znamy się tyle lat. Widzę kiedy coś u ciebie nie gra. I widzę, że tym razem to przez tego... faceta, który milcząc przez miesiąc wcale nie okazuje ci, że mu na tobie zależy!
Ich spojrzenia się spotkały. Kiedy patrzył na nią tak przenikliwie, zdawało jej się, że siedzi przed nim zupełnie naga, a on widzi wszystko, łącznie z jej myslami.
- Nie zawsze potrzeba słów, żeby wiedzieć, że ktoś cię kocha - zła na siebie poczuła, że znów zaczyna z nim jakąś grę, któej wcale nie chciała. Wzięła duży łyk herbaty, a on wciąż patrzył na nią.
- Webb nigdy nie oszczędzał słów - udał, ze nie było tej aluzji.
Sara poczuła, że traci grunt pod nogami. To miała być miła rozmowa przy herbacie, a zaczynali temat, w którym sama nie była pewna swojego stanowiska. JUż miała powiedzieć coś, żeby się wycofać, kiedy poraz kolejny dała o sobie znać szalejąca od południa burza. Piorun musiał uderzyć gdzieś w pobliżu. Nagle zgasło światło i usłyszeli głośny huk. Po chwili włączył się alarm w samochodzie.
- Cholera, mój samochód! - Harm zerwał się tak szybko, że Sara nie zdążyła nawet spytać, od kiedy ma alarm w samochodzie. Wyskoczył na dwór wprost pod ścianę wody.

Flashback

Sara stała bez ruchu na środku mieszkania, trzymając w dłoniach kubek herbaty. Patrzyła w głuchą ciemność nie myśląc zupełnie o niczym. Ból, który czuła w środku, przenikał wszystkie jej myśli i wprowadzał zamęt, któego nie potrafiła uporządkować. Dopiero dźwięk telefonu wyrwał jąz letargu. Zignorowała go i podeszła do okna w salonie. Nie miała ochoty odbierać i już. Jak nigdy, przez myśl jej nie przeszło, że to może być coś ważnego. Licząc sekundy upływające między jednym sygnałem a drugim patrzyła na śnieg, bielejący w świetle latarni.

Flashback

Wrócił po dwóch minutach i osiemnastu sekundach.
- Na szczęście tylko alarm... Ale gałąź zerwała kable i wpadła w jakiś kontener...
Było kompletnie ciemno, bo Sara zamiast szukać latarki,wyglądała przez okno. Z echa jego słów wywnioskowała, że stoi na klatce.
- Wejdź do środka - znała na pamięć rozkład mebli i szybko podeszła do komody, w której chowała latarki.
- Zamoczę ci dywan... - wysapał, uśmiechając się.
Skierowała w jego stronę snop żółtego elektrycznego światła i uśmiech zamarł na chwilę na jej ustach. Harm wyglądał, jakby wyszedł własnie z jeziora. Swoim zwyczajem opierał się o framugę drzwi. Koszulka przykleiła się do jego ciała, idealnie podkreślając każdą wypukłość a twarz i ramiona błyszczały od lodowatej wody.
- Haaarm... - przechyliła głowę patrząc na niego ze współczuciem.
Uśmiechnął się, dygocząc lekko z zimna.
- Wchodź! - w kilku susach znalazł się w łazience, gdzie spływająca z niego woda nie mogła wyrządzić żadnych szkód. Położyła latarkę na parapecie. Pomieszczenie było na tyle małe, że kiedy oboje się w nim znaleźli Harm musiał usiąść na brzegu wanny, żeby Sara mogła swobodnie podejść do okna. Podała mu kąpielowy ręcznik, mimo woli kierując myśli w stronę ostatniego wieczru, który spędziła w tmy miejscu z mężczyzną. Na szczęście w mroku Harm nie mógł dostrzec jej rumieńców, wywołanych nie tylko wspomnieniem Claya.
- Proszę.
- Dzięki... - wysapał, w gruncie rzeczy ubawiony nieoczekiwanym prysznicem.
W tej samej chwili Sara uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie ma w co go ubrać. Kiedy to ona musiała się u niego przebrać, nie było problemu. Zawsze dawał jej bluzę Navy (której zapach wciąż pamiętała) i jakieś spodenki. Ale teraz...? Spojrzała na niego zakłopotana. W żółtym świetle latarki jego mokra sylwetka wydała jej się jeszcze bardziej... nie umiała znaleźć właściwego słowa, ale "pociągająca" wydawało się pasować najbardziej. Wytarł twarz ręcznikiem i spojrzał na nią błyszczącymi oczyma.
- Masz jakąś koszulkę Claya? - wyszczerzył się. Domyślała się, że w pełnym świetle ten uśmiech nie wyglądałby szczerze.
- Och... tak! - skinęła głową bo nie wpadła wcześniej na tak absurdalny pomysł, że mogłaby ubierać Harma w ciuchy... swojego kochanka! - Poszukam czegoś.
Otworzyła szafę niemal z poczuciem winy, bynajmniej nie w stosunku do Claya.
- To absurdalne! - powtarzała sobie w myślach - Przecież jesteśmy z Clayem już tyle czasu, czy to dziwne, że mam trochę jego rzeczy?
Po omacku przebierała rzeczy na półce. Gdy weszła do łazienki, Harm siedział tam, gdzie poprzednio, tyle, że bez koszulki. Spojrzała na jego ciało i poczuła, jak coś ściska jej oddech. Baterie w latarce słabły i światło było coraz ciemniejsze. Od dawna nie przyglądała się z bliska jego piersi i ramionom i prawie zapomniała, jak pięknie są zbudowane.
- Proszę... - podała mu złożone ubrania, przenosząc wzrok na jego twarz. Zdawało jej się, że jego spojrzenie prześwietla jej mysli. - Pomyslałam... - usiłowała dodać coś jeszcze, ale Harm przerwał jej ze śmiechem.
- Chyba Webb nie będzie zachwycony, jeśli odkryje, że chodziłem w jego bokserkach...
Mimo woli sara też się uśmiechnęła, choć czuła, że coś jest nie tak.
- Zrobię ci herbatę. - wyszła powoli z łazienki.
Po chwili w kuchni pojawił się Harm. Spojrzała na niego przelotnie (tak jej się zdawało), zatrzymując wzrok na wysokości koszulki, któej rękawy ciasno opasywały jego ramiona.
- Myślałem, że Clay jest większy - słynny sztuczny uśmiech "i tak myślę o czymś innym".

Flashback

Telefon przestał dzwonić i pojawił się sygnał automatycznej sekretarki.
- Mac, tu Sturgis. Wiem, że tam jesteś. Możemy porozmawiać? ...Mac, podnieś słuchawkę, wiem, że jesteś w mieszkaniu. - jego głos był stanowczy, jak zawsze. - Przepraszam, że się wtrącam, ale samotność nie jest dla ciebie najlepszym rozwiązaniem. Mam nocny dyżur, a na ostatnim skończyłem grać w "Age of Empire". Wiem, że nie lubisz ze mną rozmawiać prywatnie, ale może powinnaś. Zanim zacznę pierwszy etap "Call of Duty". - rozłączył się. Mac dopiła herbatę i poszła do sypialni. Czemu tak nagle wszyscy zaczęli jej pomagać. Czy nie mozna uznać, że po prostu poraz kolejny nie ułożyło jej się z mężczyzną....?

Flashback

Dalszą część wieczoru spędzili przy świetle dwóch świec, kiedy latarka odmówiła posłuszeństwa. Harm usiadł na fotelu, jakby wyczuł, że krępuje ją jego bliskość. Choć starali się prowadzić neutralną rozmowę, powietrze aż trzeszczało od napięcia między nimi. Sara chciała zostać wreszcie sama. Ku własnemu zaskoczeniu odkryła, że pewniej czuje się w towarzystwie Harma - kolegi z pracy, niż... nie umiała powiedzieć, kim jest w tej chwili siedzący po jej prawej stronie mężczyzna, poza tym, że ma na sobie za ciasną koszulkę i zielone bokserki jej faceta! Harm jakiego znała z biura nie krępował jej, teraz jego obecność sprawiała, że zachowywała się nienaturalnie. Wydawało jej się, że płomienie świecy spalą cały tlen, jaki jest w pokoju.
Nareszcie deszcz się uspokoił.
- Chyba pojadę do siebie, przygotować mowę końcową...
- Możesz ją zaimprowizować... - usmiechnęła się, wspominając żenująco proste zadanie, które zlecił im admirał.
- Zmieniasz podejście do obowiązków, Marine? - wymamrotał.
Przez chwilę kontynuowali rozmowę o pracy, a Harm jednocześnie zbierał się do wyjścia.
- Jutro wpadnę naprawić korki... i oddam ci ciuchy. - uśmiechnął się mimo woli.
- Poradzę sobie ze światłem. - powiedziała na pozór obojętnie, samą siebie przekonując, że nie potrzebuje jego powrotu.
- Pozwól sobie pomóc, Ninjagirl - mrugnął do niej z ciepłym uśmiechem, któego brakowało jej przez ostatnie kilkadziesiąt minut. Był już przy drzwiach i jego postać znów pogrązała się w zupełnych ciemnościach.
- Zamierzasz wyjśc tak na ulicę?
- Zamierzam dojechać tak do domu. - wyszczerzył się.
- Lepiej, żeby nikt cię nie zauważył - uniosła brwi rozbawiona.
- Lepiej. Dla ciebie!
Zamknął drzwi i zbiegł szybko po schodach. Przy zgaszonej latarni nie mogła zobaczyć, jak wsiada do samochodu w samych bokserkach i koszulce.

Flashback

Usypiała na niepościelonym łóżku, w ubraniu, tak, jak na nim usiadła. Było jej wszystko jedno. Chciała tylko zasnąć i przestać myśleć o przesżłości. Zasnąć, z nadzieją, że nic nie będzie jej się śnić.

Gdy następnego dnia weszła do biura, niemal od razu natknęła się na Jen.
- pani pułkownik... - zirytowało ją spojrzenie Jen. Czy nie mogąna nią patrzeć normalnie? Tak jak kiedyś... - Generał wzywa panią do siebie.
- Dziękuję, Coates - uśmiechnęła się, już zupełnie naturalnie, jakby z poczuciem winy, za ostatnie myśli. - Nie mówił o co chodzi.
- Nie Ma'am...
Mac skinęła głową i poszła do swojego biura. Przechodząc obok pokoju, który do niedawna zajmował Harm odwróciła głowę. Mimo wszystko jej mysli pobiegły do wydarzeń, które nie zwiastowały okropnego zakończenia.

Flashback

Dni, które nastąpiły po tej dziwnej nocy bez światła były zupełnie zwyczajnie. Nie widywali się poza pracą, nie licząc krótkiej wizyty Harma, który naprawił korki i oddał jej ubranie Claya (nie bez nieodgadnionego uśmiechu). Nic nie wskazywało na to, by ich relacje miały się nagle zmienić. Aż do pewnego poranka, kiedy Harm stanął w drzwiach jej biura z poważną miną.
- Mac – zapukał lekko w futrynę.
Podniosła wzrok znad notatek z przesłuchania i natychmiast zauważyła jego niepokój.
- Wejdź, proszę. – patrzyła na niego uważnie, kiedy siadał naprzeciwko.
- Clay się odzywał? – jego twarz wciąż była bez wyrazu.
- Nie.
- Dzwoniła do mnie jego matka. Chciała się z tobą skontaktować, ale masz wyłączoną komórkę.
Czuła narastający w niej niepokój.
- Zepsuła mi się ładowarka. A czego chciała pani Webb?
Wziął głęboki oddech. Oparł splecione dłonie na biurku. Mac nerwowo bawiła się długopisem.
- Wiesz, że Webb się wyprowadził?
Miała wrażenie, że nie rozumie.
- Co? – pochyliła się, opierając o blat.
- Webb wyprowadził się do Europy – jego głos był ostrożny, ale niewiele to pomogło. Sara czuła się, jakby zsiadła z karuzeli. Jej myśli wirowały. Dowiaduje się od Harma, a on od matki mężczyzny z którym jest związana, że ten wyprowadza się na drugi koniec świata. Kiedy? Dlaczego? Na jak długo? Nie wiedziała co powiedzieć, a Harm wykorzystał jej chwilowe milczenie. Zrobił gest, jakby chciał wziąć jej dłonie w swoje, ale powstrzymał się i tylko złożył ręce. – Spokojnie, nie denerwuj się. To co wiem, wiem w największej tajemnicy, tylko dlatego, że pani Webb nie mogła się z tobą skontaktować, a nie chciała dzwonić do biura. Posłuchaj…
Wstała zdenerwowana i podeszła do okna. Patrzyła bezmyślnie na gałęzie za szybą, usiłując zebrać myśli.
- No mów!
- To podobno jakaś tajna akcja – czemu to zdanie wydało jej się kolejną kpiną, choć Harm powiedział je zupełnie poważnie? – Clay został przeniesiony do jakiejś portugalskiej placówki. Bezterminowo. Wczoraj pożegnał się z matką i…
- Był tu? – powoli zaczynało do niej docierać, że po raz kolejny została oszukana i porzucona.
- Przez kwadrans. Z jakimś konwojem. Matka spakowała wcześniej rzeczy. Miał tylko tyle czasu by je zabrać i wyjść. Jest ścigany…
Nie miała siły płakać, krzyczeć, denerwować się. Emocje rozsadzały ją od środka, ale nie mogły znaleźć ujścia. Odwróciła się w stronę Harma, który stał za nią.
- Ścigany! – powtórzyła jak automat.
- Mac… - kiedy stał tak blisko, wydawał się jej jeszcze wyższy, a ona czuła się przy nim mała i bezradna. Czemu, do cholery, myśli w takiej chwili o Harmie?!?
- Nic już nie mów! – podniosła wzrok i spojrzała w jego oczy, pełne smutku i troski.
- Przykro mi… - przejął ją jego szczery ton.
- Mnie też. – nie miała pojęcia, czy to, co czuła było smutkiem.
Harm chyba doszedł do wniosku, że powinna zostać sama. Wycofał się ostrożnie i bez słowa wyszedł.

Flashback

Postawiła swoją teczkę na biurku i jak automat ruszyła w dobrze znanym kierunku biura dowódcy. Ile razy przechodzili tędy razem? Jak często spotykali się pod drzwiami, za którymi urzędował wówczas admirał Chegwidden. Kłócili się, żartowali, parę razy wpadła na niego, a on…
- Cholera! – przerwała głośno ciąg myśli, pukając do drzwi.
- Wejść! – stanowczy ton Creswella trochę ją otrzeźwił. W końcu w pracy wciąż była dzielną, subordynowaną Marine.
- Pan chciał mnie widzieć. – zamknęła za sobą cicho drzwi.
- Proszę usiąść. – jak dziwnie było siadać na skórzanym fotelu, gdy miejsce po jej lewej stronie było puste. I wiadomo, że już nigdy nie zajmie go… - Pani pułkownik. Jestem zmuszony wysłać panią w podróż. – nie dodał nic więcej, jakby czekając na jej reakcję, patrząc na nią nieprzeniknionym wzrokiem.
W pierwszej chwili ucieszyła się, bo coraz ciężej było jej wytrzymać w budynku i mieście, które były jednym wielkim skojarzeniem.
- Jestem gotowa, sir.
- Poleci pani do Tunezji. – zabrzmiało, jak polecenie służbowych wakacji. Liczyła bardziej na lotniskowiec, podświadomie wiedziała, czemu, choć nie chciała się do tego przyznać, nawet przed sobą.
- Sir?
- Jedna z naszych jednostek prowadziła tam tajne działania. Rozpracowywali jakąś siatkę terrorystów. Doszło do nadużyć przemocy, zginęli niewinni cywile, a ponieważ cała działalność jest ściśle tajna, proces i zasądzenie wyroku muszą się odbyć na miejscu. Takie otrzymaliśmy instrukcje.
- Czemu ja? – zapytała, choć wcale nie chciała.
Spojrzał na nią w milczeniu. Nie musiał mówić, że potrzebowała zmiany, że ostatnio nie funkcjonowała najlepiej, że odkąd nie ma w biurze słynnego duetu Rabb – MacKenzie jej praca przestała być efektywna.
- To wszystko. Odmaszerować.
- Yes, sir. – kiedy zamknęła za sobą drzwi, ściskając w dłoni akta sprawy poczuła niesamowitą ulgę. Nie tylko z powodu opuszczenia gabinetu przełożonego.


Flashback

Do końca tygodnia pracowała jak automat. Świetnie radziła sobie na sali rozpraw, poza nią jej uwagę pochłaniały wciąż sprawy zawodowe. Zakrzyczała rany w sercu i tęsknotę za Clayem. Wmawiała sobie, ze nie ma czasu o tym myśleć i, że zajmie się tym w weekend. Kiedy wracała do domu tak długo czytała różne akta i notatki (czasem na głos, by zagłuszyć natrętne myśli), aż zasypiała nad nimi. Dopiero gdy nadszedł piątkowy wieczór pozwoliła sobię na chwilę bolesnego zamyślenia. Wróciła do domu i po raz pierwszy stanęła bezczynnie w progu. Rozejrzała się uważnie po mieszkaniu, jakby nie była w nim od dawna. Dopiero teraz usłyszała w nim pustkę, która odbijała się od ścian. Nie była spowodowana nieobecnością Webba, ale tym, że od dawna, jeśli nie od zawsze nie było w jej życiu nikogo, kto tak naprawdę zapełniłby ją. Zamknęła na chwilę oczy, jakby oswajając się z tymi myślami, a kiedy znów uniosła powieki, powzięła silne postanowienie, że musi zacząć działać. Robić cokolwiek, co zajmie jej czas. Bezczynne myślenie bolało najbardziej. Otworzyła szafę, chcąc wyjąć jakieś ubranie i pierwszy raz od kilku dni dostrzegł rzeczy Claya leżące na półce. Wyjęła je, zastanawiając się, co z nimi zrobić. Patrzyła na jego koszulki, bieliznę, sweter i czuła się jak ktoś, kto specjalnie uciska bolące miejsce, by sprawdzić, jak silny ból potrafi znieść. Każda część jego garderoby wywoływała tysiące skojarzeń, czasem związanych z jakimiś wydarzeniami, czasem czysto fizycznych. Nie potrafiła oderwać się od nich. Gdy po czternastu minutach odłożyła wreszcie jego rzeczy (postanowiła dać je jakiemuś bezdomnemu) nie mogła ochłonąć z emocji. Dopiero zdała sobie sprawę, jak blisko była z Clayem i jak bardzo okłamywała siebie, udając, że jego wyjazdy jej nie raniły. Uświadomiła sobie, że z lęku przed kolejnym niepowodzeniem w związku otworzyła sobie awaryjną furtkę „nie zależy mi na nim”. Zrozumiała też, że, paradoksalnie, pomagała sobie w tym znajomością z Harmem, której podświadomie nadawała wymiar czegoś więcej niż przyjaźni.
- Okłamywałam samą siebie, mówiąc, że przestało mi na nim zależeć, że to jednak z Harmem coś mnie łączy! – powiedziała wreszcie na głos. – Tylko dlatego, ze bałam się bólu, gdyby to Clay mnie zostawił.
Jej obawy się spełniły, a ona mimo wszystko była zupełnie sama ze swoim cierpieniem. Siedziała na podłodze przed otwartą szafą, jakby spośród półek miała wyłonić się pomoc, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Dobrze wiedziała kto tak puka i zanim usłyszała „Mac, to ja” już wiedziała, kim jest gość. Zamknęła szafę, odruchowo poprawiła włosy i podeszła do drzwi. Gdy je otworzyła Harm uśmiechnął się niepewnie, jakby sądził, że jego serdeczność i w ogóle jego osoba są tu kompletnie nie na miejscu.
- Cześć Mac. Nie przeszkadzam?
- Nigdy nie przeszkadzasz – powiedziała matowo, choć szczerze. Taka była prawda, że kiedy pojawiał się Harm odkrywała, że potrzebuje jego obecności.
Wszedł powoli. Nie tłumaczył się co tu robi, nie mówił, że przechodził w poblizu, albo, ze potrzebuje jakieś akta. Po prostu stał. Sarę znów ogarnęła fala emocji. Tym razem, oprócz tęsknoty za Clayem i bólu z powodu jego postępowania, jej serce ściskało przywiązanie do Harma, którego nie potrafiła nazwać. Sama już nie wiedziała, czy to jej wymysł, czy prawdziwa więź, pielęgnowana przez lata przyjaźni. Grunt, że kiedy tak stał rozglądając się od kilku sekund po mieszkaniu czuła, jak z każdą coraz bardziej potrzebuje jego obecności.
- Dzięki. – powiedziała tylko.


Flashback

Zamyślona doszła do kuchenki. Nalała sobie kawy i wróciła do siebie. Powoli przeglądała akta tunezyjskiej afery, choć jej myśli błąkały się gdzieś indziej.

Flashback

Tamtego wieczora wydarzyło się bardzo wiele, choć niewiele do siebie mówili. Sara przygotowywała kolację w kuchni, ciesząc się, że Harm jej nie pomaga, tylko siedzi przy stole, pijąc colę. Jego obecność uspokoiła ją i sprawiła, że powoli przestawała myśleć o wyjeździe Webba. Nie rozmawiali na ten temat. W zasadzie milczeli, nie licząc krótkich wymian zdań. A jednak panująca między nimi cisza nie tylko nie była napięta, ale działała jak łagodzący balsam. Wprawdzie co jakiś czas Sara czuła aż fizyczne ukłucie w sercu, koiła je obecność przyjaciela. Spróbował podjąć ten temat tylko raz, po kolacji, gdy już się zbierał do wyjścia.
- Poradzisz sobie? – zajrzał jej w oczy, zakładając kurtkę. Wspaniale wyglądał w brązowych ciuchach.
- Jak zawsze.- dziwiło ją, że zawsze rozpoczynają takie rozmowy, gdy jedno z nich jest na wylocie.
- Mac, nie jak zawsze. Chciałbym by było lepiej niż zawsze. – nie umiała odgadnąć jego oczu.
- Nie wiem, czy to możliwe w moim przypadku. – uśmiechnęła się smutno, wspominając kolejne swoje związki z mężczyznami.
-Heeej, - po prostu ją objął. Pierwszy raz zachował się tak bezpośrednio i zrozumiała znaczenie tego prostego gestu. Jego ramiona były ciepłe i silne. Nie wiedząc co zrobić z rękami, objęła go w pasie i przytuliła policzek do jego piersi. Poczuła się bezpiecznie.
- Cholera, skąd wiedziałeś, że tego potrzebuję?!? – głos miała zdławiony.
- Gdybym kiedykolwiek mógł dać ci coś czego potrzebujesz, mów od razu. – oparł policzek o czubek jej głowy i przez chwilę stali tak w bezruchu. Wydało jej się, że zaraz roztopi się i wypłynie z jego objęć, tak niezwykłym wrażeniem była dla niej jego bliskość.
- Dzięki, Flyboy. – po chwili był już za drzwiami, a w niej pozostało ciepłe wspomnienie, dodające sił. Gdzieś w środku czuła, że to nie strata Claya ma być najważniejszą zmianą w jej życiu.
Tego weekendu już się nie widzieli, ale Harm dzwonił co kilka godzin. Przyzwyczaiła się do jego telefonów i jego troskliwego głosu w słuchawce.

Flashback

Siedziała w samolocie, wyglądając obojętnie za okno. Lekarstwa uspokajające, które przepisał jej lekarz, działały usypiająco. Nie myślała o niczym. Po prostu siedziała czekając aż samolot wystartuje, doleci do Rzymu, wyląduje, przesiądzie się w rejsowy Tunisair, wystartuje, doleci do Tunisu, wyląduje, pójdzie do hotelu…Dalej nie wybiegała w przyszłość. Samolot zaczął kołować. Hałas silnika i powolny ruch maszyny nieoczekiwanie wyrwały ją z letargu. Powróciły kolejne wspomnienia wywołane przygotowaniami do startu.

Flashback

Lecieli do Monterrey. Mieli przesłuchać tam świadka w sprawie, którą zlecił im dowódca. Minął tydzień od czasu, kiedy Harm przyniósł jej smutną wiadomość o Clayu, a Sarze zdawało się, że upłynęły już długie tygodnie. Przyjaciel, który w rzeczywistości nie okazywał większej troski niż zdarzało mu się wcześniej, stał się najbliższą jej osobą. Potrzebowała go, choć nie robił nic szczególnego. Po prostu był obok niej i pomagał w chwilach słabości. Nie wrócili do rozmowy z Paragwaju. Sarze nie przeszło to nawet przez myśl. Jak zawsze, temat wzajemnych relacji okryli milczeniem.
Harm siedział przy oknie. Znużony oparł głowę o szybę.
- Rejsowe za wolno latają – spojrzała na niego z uśmiechem.
Zaśmiał się.
- Zdecydowanie. W tym czasie doleciałbym na Antarktydę.
- Czasem nie warto się spieszyć.
- Uważasz, że robię coś za szybko? – spojrzał na nią kątem oka. To było jedno z tych nieodgadnionych spojrzeń, które widziała już w Paragwaju i wcześniej…
- Harm, to nie jest miejsce…
- Nie jest miejsce na co? – czemu nagle był tak zdecydowany?
- Na rozmowę o nas. – patrzyła na niego spokojnie.
- Zawsze pora jest niewłaściwa. – powinien oberwać za to, że rozpoczyna ten temat kiedy ona przeżywa porzucenie przez mężczyznę, z którym była związana… A jednak nie oberwie, bo w głębi duszy Sara czuje, że to, co ją boli, to jej samotność, a nie Webb.
- Uważasz, że specjalnie to opóźniam?
- Uważam, że potrzebujemy tej rozmowy, Mac. – mówił łagodnie.
- I teraz mam być na nią gotowa?
- To nie mowa końcowa. Tak naprawdę nie potrzebujemy żadnych przygotowań. – wiedziała, że ma rację. Że jeśli jest coś, co chcą sobie powiedzieć, to od dawna jest w ich sercach i żadne przygotowania tego nie ubarwią. Westchnęła i spuściła wzrok by zebrać myśli.
- Co ja mam ci powiedzieć?
- Pozwól, że to ja będę mówił. – gdyby głos mógł sprawiać fizyczną przyjemność, jego ton musiałby otulać ją delikatnie. Żaden mężczyzna nie mówił do niej w taki sposób.
Przeszył ją dreszcz gdy pomyślała, co może usłyszeć w następnych chwilach. Bała się swojej reakcji. Choć nie usłyszała jeszcze niczego, co miał do powiedzenia, już zaczęła się zastanawiać, jak powinna zareagować. Nie ufała swoim emocjom, które w żaden sposób nie powinny wpłynąć na to, co zrobi… Skomplikowane rozważania przerwał Harm, który delikatnie ujął jej dłoń. Oboje patrzyli na swoje ręce. Delikatnie zamknął jej piąstkę w swoich dużych dłoniach, a dla Sary ten gest był niemal erotycznym doznaniem. Serce biło jej szybciej. Może to zmiana ciśnienia w samolocie?
- Więc dalej, Flyboy. – powiedziała cicho, starając się nadać swojemu głosowi pewne brzmienie.Jej dłoń zrobiła się lodowata, a jego palce ogrzewały ją przyjemnym ciepłem.
- Mac… przyjaźnimy się już tyle lat i oboje wiemy – czemu do cholery musi zasłaniać się tym „my”?
- Nie, Harm – przerwała – nie ma „nas”, OK.? – bała się swoich uczuć, zwłaszcza, że znów wydało jej się, że pod jego spojrzeniem odsłaniają się wszystkie jej najskrytsze pragnienia, do których nie przyznawała się nawet przed sobą.
- Hej, nie jesteśmy w sądzie, nie musisz zwracać uwagi na każde moje słowo, OK.? – jego głos budził jej zaufanie i uspokajał ją, choć tylko trochę. Wciąż była kłębkiem nerwów. Domyślała się, że musiał widzieć to na jej twarzy. – Wiem, że nie zawsze byłem dobrym przyjacielem. Nie było mnie, kiedy byłem ci potrzebny, czasem znikałem bez słowa…
- Ja też tak robiłam – uśmiechnęła się ciepło.
- …ale nie to jest najgorsze. Przede wszystkim, nigdy nie byłem wobec ciebie do końca szczery. Nie powiedziałem tego, co pochłania mnie najbardziej.
Nic nie mówiła. Nie była w stanie zebrać myśli. Jego głos dobiegał jakby z oddali. Chyba liczył na jakąkolwiek reakcję z jej strony, bo zamilkł na chwilę. Ale naprawdę nie wiedziała co powiedzieć.
- Widziałaś moje związki z różnymi kobietami, a nigdy nie powiedziałem ci o tej, która jest dla mnie najważniejsza, której tamte relacje nigdy nie dorównywały. Nie byłem wobec ciebie szczery, przepraszam.
- Harm, jeśli chcesz mi udowodnić, że jesteś złym przyjacielem, to nie ma sensu… - na szczęście przerwał jej, bo nie wiedziała, co ma zamiar dalej powiedzieć.
- Okłamywałem cię przez tyle lat, nawet wówczas, gdy obdarzałaś mnie największym zaufaniem. Chciałem być blisko ciebie, ale zawsze oddzielała mnie od ciebie ta nieszczerość – mówił bardzo cicho, mamroczącym tonem, patrząc jej uważnie w oczy. – Ale… Jak miałem to zrobić? Jak miałem ci powiedzieć, że to ty jesteś tą kobietą… Saro.
Krótka chwila ciszy wydała jej się wiecznością. Kiedy mówił to ostatnie zdanie wydało jej się, że zatapia się głęboko w jego spojrzeniu. Nagle dostrzegła w jego oczach miłość, której przez tyle lat nie zauważała. Serce biło jej jak szalone, a ona bała się wykonać jakikolwiek ruch, by nie zniszczyć tej chwili. Sposób w jaki wypowiedział jej imię powiedział więcej niż wszystkie słowa. Zrozumiała, czemu wcześniej mówił do niej tylko „Mac”.
Uśmiechnęła się szczęśliwa i zakłopotana. Jej uśmiech wyraźnie przyniósł mu ulgę. Delikatnie gładził kciukiem wnętrze jej dłoni. Wydawało jej się, że to najwspanialsza pieszczota.
- Harm, ja… - zaczęła, niepewna tego, co chce mu powiedzieć. Zbyt silne emocje nią targały.
- Szszsz, nie oczekuję odpowiedzi. Po prostu chciałem, żebyś wreszcie wiedziała. – przysunęła się do niego, a on objął ją jednym ramieniem. Jej głowa oparła się ostrożnie na jego piersi. Usłyszała bicie jego serca i uświadomiła sobie, że to najpiękniejszy dźwięk z możliwych. Wtuliła się w niego mocno, a on oparł się wygodnie na fotelu. Mógł tak lecieć nawet na Antarktydę.

Flashback

Zamyślona siedziała w poczekalni w Rzymie. Miała dwie godziny do najbliższego samolotu. Nie miała ochoty chodzić po sklepach, dzwonić do kogokolwiek, przeglądać prasę. Nie chciała niczyjego towarzystwa, nie chciała być sama, nie chciała w ogóle być. Wyglądała przez wielkie okno na płytę lotniska. Samoloty startowały jeden za drugim. Powoli wzbijały się w górę, a po jej policzkach spływały w dół ciężkie łzy.
- Boże, dlaczego? – wyszeptała.

Flashback

W hotelu w Monterrey mieli przydzielone dwa pokoje obok siebie. Szybko zostawili w nich bagaże i ruszyli na miasto. Gdy schodził przed nią po schodach z podziwem patrzyła na jego pięknie zbudowaną sylwetkę w białym mundurze. Jakby klapki spadły jej z oczu. Teraz z czystym sumieniem mogła się nim zachwycać. Clay wydawał się tylko okrutnym wspomnieniem.
Odwrócił się na dole schodów i podał jej dłoń. Z uśmiechem wsunęła swoje palce w jego.
- Nie wiedziałam, że tak dbasz o Piechotę Morską.
- Marynarka szanuje towarzyszy broni – mrugnął do niej i ruszyli na parking. Z ulgą przyjmowała jego zachowanie. Gdyby był romantyczny, uwodzicielski, nie byłoby to w jego stylu. Mógł udawać słodkiego kochanka przed Renee i resztą. Jej Harm był inny.
Było już późne popołudnie, a zanim załatwili przewidziane na ten dzień formalności ściemniło się zupełnie.
- Co powiesz na wspólną kolację? – zapytał dobrze znanym tonem. Tylko jego oczy błyszczały bardziej niż kiedyś. A może dopiero teraz to zauważała?
- OK., ale ja stawiam.
- Admirał dał ci podwyżkę?
- Prędzej twoją premię.
- Słuchaj Marine… - żartując wesoło weszli do hotelu.
- Za kwadrans na dole – rzucił, wchodząc do siebie. – Ciekawe czy twoje wyczucie czasu wygra z kobiecą… - urwał.
- Z kobiecym czym? – spojrzała na niego zaczepnie.
- Elegancją – wyszczerzył się i zamknął za sobą drzwi.
Po kwadransie Mac stała w hotelowym hollu, zastanawiając się, czy w ogromnym pośpiechu włożyła do torebki potrzebne rzeczy. Wyglądała uroczo w brzoskwiniowej bluzce kontrastującej z ciemną opalenizną. Także eleganckie spodnie i lekki makijaż nie mogły pozostać niezauważone. Portier zdążył właśnie wyminąć ją, uśmiechając się ukradkiem, gdy ze schodów zbiegł Harm. Serce zabiło jej szybciej. Jak zwykle, najbardziej przyciągały jej wzrok niedopięte guziki brązowej koszuli, które natychmiast uruchamiały jej wyobraźnie.
Objął ją lekko, przechodząc koło niej.
- Pięknie wyglądasz – powiedział cicho, przygarniając ją ramieniem do siebie. Nigdy nie widziała go tak szczęśliwym. Odpowiedziała mu uśmiechem.
- Bo patrzą na mnie piękne oczy.
Zaśmiał się i puścił ją.
- Więc gdzie pani pułkownik zabierze mnie na kolację? Sheraton? Ritz?
- Lokalny fast food będzie OK. – uśmiechnęła się, wychodząc przodem.
Flashback

Kiedy usiadła w samolocie poczuła lekką ulgę. Im bliżej nowych obowiązków, tym lepiej. Wkrótce zajmie się pracą, przestanie myśleć, tęsknić, kochać… Zamknęła oczy i odchyliła głowę na oparcie fotela. A może nigdy tak naprawdę go nie kochała? Może przez tyle lat przemawiał przez nią jej własny egoizm, a nie pragnienie uszczęśliwienia tego mężczyzny…? Teraz nie miało to najmniejszego znaczenia.

Flashback

Dobiegał końca ich pobyt w Monterrey. Poza ciężką pracą, spędzili wiele uroczych chwil. Spacerowali po mieście, odwiedzali urocze lokalne restauracje z dziedzińcami pełnymi wielkich donic z pachnącymi kwiatami. Ostatniego wieczoru musieli przygotować raport, którym, z braku części zeznań, nie mogli zająć się wcześniej. Mac siedziała w fotelu w jego pokoju. Harm opierał się o parapet, po drugiej stronie pomieszczenia.
- Nie udało nam się porozmawiać z matką Ruiza. Myślisz, że jego zeznania nam wystarczą?
Jej wzrok przesuwał się po jego idealnej sylwetce. Pomyślała, że chciałaby znaleźć się w jego ramionach. Poczuć ciepło i dobrze znany zapach… Ciekawe, jaki będzie ich pierwszy pocałunek…? Pamiętała doskonale wszystkie dotychczasowe, każdy wzbogacony o jej własne wyobrazenia.
- Mac?
- Słucham? – jej wzrok szybko przesunął się z jego torsu na twarz.
- Nie słuchasz mnie – powiedział skandalizującym tonem.
- Przepraszam. Możesz powtórzyć?
- Pytałem, czy poradzimy sobie bez zeznań pani Ruiz?
- Taki był plan.
- Na wszystko masz przygotowany plan?
- Oprócz ciebie. – powiedziała półgłosem.
- Słucham?
- Nie, nic. – przez ostatnie kilka dni zbliżyli się do siebie, choć ich relacje wciąż były nijakie. Mac wiedziała, że teraz jej ruch, że Harm czeka na jej odpowiedź, a jednak nie mogła się na nią odważyć. Przyzwyczajona do związków z asekuracją (którą na ogół był Harm i brak zobowiązań) bała się, że coś spieprzy. Harm nie był przygodą w jej życiu, mężczyzną z którym można spróbować. Był chyba najbardziej stałym punktem w jej życiu, choć ich relacje komplikowały się w przeróżny sposób.
- Mac – podszedł do niej i usiadł na łóżku naprzeciwko – Czy w samolocie wybrałem niewłaściwy moment? Masz mi to za złe?
- Nie… spojrzała na niego zaskoczona.
- Wydaje mi się, że doszliśmy do kolejnego momentu, w którym uciekamy od tematu.
Czy próbował wymusić na niej deklarację? Odpowiedź na nie postawione pytanie? Nic nie powiedziała.
- OK. – pokiwał głową jakby lekko zasmucony. Po raz kolejny wiele by dała za odgadnięcie jego myśli. – Więc uznajmy, że relacja tej kobiety nie pomogłaby naszemu klientowi. Oprzemy się na zeznaniach Ruiza, który był świadkiem całego zajścia. Tak?
Kiedy skończyli pracę, było już po północy. Mac przysypiała ze zmęczenia, podczas gdy Harm kończył pakowanie taśm z nagraniami i teczek z dokumentami z przesłuchań.
- Koniec. – uroczyście wstał z łóżka i spojrzał na przyjaciółkę. Wyglądała uroczo, z podkulonymi nogami o głową opartą o brzeg fotela.
- Nareszcie… - westchnęła zmęczona.
- Przepraszam, że tyle to trwało… Wiesz, że muszę mieć porządek, zanim stąd wyjadę.

- Wiem… - ledwo poruszyła głową.
Stanął przed nią patrząc na nią czule.
- Dojdziesz sama do swojego łóżka, czy mam cię zanieść?
- Mogę spać nawet tu… - tylko pozornie jej głos był obojętny.
- A Piechota Morska będzie płacić za dobę w pustym pokoju…. – wsunął jedną rękę pod jej kolana, drugą objął jej plecy i przyciągnął ją do siebie. Objęła go za szyję opierając głowę o jego bark. Naprawdę chciałaby zasnąć w jego ramionach.
- Doczekaliśmy się beztłuszczowych hamburgerów, czy zaczęłaś się odchudzać?- ot, romantyczna natura Harmona Rabba.
Przesunęła dłonią po jego karku. Zawsze fascynowało ją to miejsce. Starała się, by jej dotyk był delikatny i ostrożny.
Po chwili byli już w jej pokoju. Zamknął za sobą drzwi, kopiąc je bezceremonialnie. Mimo woli przypomniała sobie ile razy robił tak Clay zanim oboje… Odpędziła natrętne myśli. Harm położył ją ostrożnie na rozesłanym łóżku, choć wszystkie jego gesty nie wykraczały poza przyjacielską opiekuńczość Zdradzało go tylko spojrzenie, jakim ogarniał jej postać. Położyła się na boku, tak, że kiedy kucnął przy łóżku ich twarze znalazły się w odległości nie większej niż 40 cm.
- Mam opowiedzieć ci bajkę? – uśmiech nr 5.
- O żółtej łodzi podwodnej… - powiedziała sennie.- Dołączę ją do twojego wniosku o awans.
Uśmiechnęli się do siebie, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, zatopili się w nich bez reszty.
Powoli, jakby longplay’u, Harm pochylił się i lekko dotknął wargami jej ust. To nie był pocałunek. Ledwo poczuła jego dotyk. Ciepły i niesamowicie prawdziwy. Czuła zapach Harma, pociągający i intensywny. Zamknęła oczy i zdało jej się, że leci gdzieś w dół. Minęła może sekunda, kiedy Harm odsunął głowę od jej twarzy. Kiedy otworzyła oczy, napotkała jego wzrok. Nie potrafiła zebrać myśli. Czułą tylko, że ogarnia ją spokój i wielkie szczęście.
- Dwa zero dla ciebie, Flyboy. – szepnęła, choć jej oczy były zupełnie poważne.
- Śpij spokojnie, Saro. – jego głos z tak bliska brzmiał niesamowicie… zmysłowo. Inne określenie nie przychodziło jej na myśl.
- Ty też. – lekko dotknęła dłonią jego policzka. Był ciepły i szorstki. W jego oczach odmalowała się wdzięczność za ten prosty gest. – Dobranoc, Harm.
- Dobranoc. – wstał i wyszedł, uśmiechając się do niej w ten sam sposób.
Zamknęła oczy opanowując radość, która wzbierała w jej głowie, sercu, żyłach…
Flashback

Wyszła z lotniska i uderzył ją duszny żar, którego nie czułą w klimatyzowanym pomieszczaniu. Powietrze było zamglone i ciężkie. Miała wrażenie, że dookoła unosi się pył. Rozejrzała się dookoła i przez chwilę zafascynował ją ten kraj, w którym jeszcze nigdy nie była. Lecz już po chwili jej ciekawość zdominowały wspomnienia. Zniknął cień uśmiechu. Ruszyła na postój taksówek. Podeszła do rzędu żółtych samochodów i wybrała ten, który sprawiał wrażenie najnowocześniejszego. Renault laguna, chyba z jakiejś limitowanej serii. Celowo starała się zwracać uwagę na takie szczegóły, byle tylko zająć czymś myśli.
Wymieniła kilka zdań z kierowcą, który, gdy usłyszał pozdrowienie w ojczystym języku uśmiechnął się szczerze, inaczej niż do wszystkich turystów i spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Pani jest Arabką? – spytał po arabsku.
- Moja babcia była – odpowiedziała w tym samym języku.
Uśmiechnął się. Po chwili jechali w stronę Kartaginy, gdzie znajdował się jej hotel. Rozglądała się ciekawie po okolicy.
- En vacances? (na wakacje?) – spytał kierowca.
Skinęła głową.
- Seule? (sama?) – po raz pierwszy ktoś to powiedział!
- Comme vous voyez… (jak pan widzi) – odwróciła głowę w stronę szyby, przesuwając wzrok po palmach rosnących wzdłuż drogi. Sama! Jest sama! I chyba już na zawsze pozostanie! Wydawało się, że tylko jeden mężczyzna może zapełnić jej pustkę, a teraz nie było nawet jego…

Flashback

Zastanawiała się, jak będą wyglądały ich relacje po powrocie do domu. Wiedziała, że teraz jej ruch, ale chciała jeszcze trochę poczekać. Sama nie wiedziała na co. Prosto z lotniska pojechali do biura, gdzie spędzili pracowite popołudnie. Dopiero po 22:00 Sara wróciła do siebie. Weszła do pustego, cichego mieszkania. Odłożyła torbę podróżną, teczkę z dokumentami i rozejrzała się dookoła. Było zupełnie cicho i miała wrażenie, że z ciemnych pomieszczeń wyłaniają się znów wspomnienia Webba. Przez kwadrans krzątała się po mieszkaniu. Podlała kwiatki, otworzyła okno, przejrzała pocztę… Wreszcie nie wytrzymała. Wykręciła numer, który znała na pamięć od dawna.
- Jesteś w domu?
- Właśnie jadę. Zatrzymał mnie Sturgis. Chcesz przyjechać?
- Będę za pół godziny.
Wzięła krótki prysznic, przebrała się szybko w zwykłe spodnie i cienki sweterek, poprawiła makijaż i wyszła z domu. Sama nie wiedziała po co do niego jedzie. Nie potrafiła zaplanować, co mu powie, jak się zachowa. Przy Harmie i tak wszystkie plany brały w łeb. Po prostu potrzebowała jego bliskości. Chciała słuchać jego głosu, patrzeć na niego, czuć jego obecność. Zaparkowała za czerwoną corvettą. Już na widok jego samochodu serce zabiło jej mocniej.
- Marine ogarnij się… - mruknęła do siebie, zatrzaskując kratę windy.
Zapukała do drzwi i natychmiast jej otworzył. Miał na sobie jasne spodnie, a przez nagie ramiona przewieszony ręcznik. Poczuła, jakby stado mrówek przebiegło jej przez kręgosłup, gdy go zobaczyła w tym stroju.
- Już się ubieram – uśmiechnął się.
- Skoro musisz – zażartowała, wślizgując się do mieszkania.
Uniósł brwi. Nie musiał jej zapraszać, by weszła dalej. Usiadła przy kuchennym blacie, patrząc, jak zakłada koszulę. Czuła rosnące pożądanie. Miała wrażenie, że jej mięśnie wiotczeją. Lekka tkanina w kratkę ślizgał się po jego piersi, a ona wyobraziła sobie, że kiedyś otuli go swoim ciałem. Jak zawsze nie dopiął kilku guzików na górze.
- Zmęczona po podróży? – jego głos sprowadził ją na ziemię.
- Trochę – westchnęła.
- Cieszę się, że przyszłaś. Sturgis nieopatrznie podpowiedział mi, jak znaleźć jeszcze jeden dowód na korzyść naszego klienta. Chciałem z tobą o tym porozmawiać. – czy on to robi specjalnie? Stał teraz obok niej – Cola czy sok? – postawił dwie szklanki na barze.
- Nie przyszłam rozmawiać o pracy. – chyba Harm też myślami był gdzieś indziej, bo, nie czekając na odpowiedź, nalał do obu szklanek wodę. Wzięła z jego dłoni naczynie. Uśmiechnął się i trącił je brzegiem swojej szklanki.
- Twoje zdrowie, Marine.
Powoli przełknęła chłodną wodę. Patrzyła na niego w milczeniu. Teraz była pewna i wreszcie przyznała się do tego przed sobą: zakochała się w nim bez pamięci.
- Czemu tak patrzysz? – zapytał tonem, który budził w niej największe emocje.
- Jak?
- Chciałbym to usłyszeć od ciebie. – znów ją naciskał, ale teraz była mu za to wdzięczna.
- Nie boisz się? – znów, cholera, zaczęła jakąś grę!
- Nie mam nic do stracenia… Oprócz ciebie.
- Wiesz, że nie stracisz mnie. – odstawiła szklankę, wciąż patrząc mu w oczy. Zsunęła się na brzeg stołka, przysuwając się do niego. Pochylił się i pocałował ją lekko. Ostrożnie i powoli, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Przez chwilę z bijącym sercem śledziła ruchy jego warg. Czuła, że ciało odmawia jej posłuszeństwa. Przesunęła dłonią po jego policzku i impulsywnie oddała mu pocałunek. Kiedy Harm odsunął głowę, napotkał jej rozpalone i pełne miłości spojrzenie. Jej dłonie gubiły się na jego karku, twarzy, we włosach. Roześmiał się, widząc jej szczęście. Bez słów prosiła o kolejne pocałunki.
- Nie znałem cię od tej strony, Marine. – uniósł brwi i znów przytulił swoje wargi do jej ust.
Nie odpowiedziała na to słowami. Rozchyliła lekko wargi, a jego pocałunek stał się bardzo gwałtowny i namiętny. Czuła, że Harma ponoszą emocje. Wolała by był bardziej delikatny, przynajmniej na początku. Jakby odczytując jej pragnienia, przerwał niemal brutalny pocałunek i spojrzał jej w oczy. Zsunęła się ze stołka i stanęła przed nim.
- Chodź – otoczył ją ramieniem, kierując się w stronę kanapy.
Widziała, że znów zaczął zachowywać się sztucznie.
- Denerwuje się – pomyślała z czułością, która ściskała jej serce. Uśmiechnęła się, próbując rozładować napięcie, które nagle zaczęło rosnąć. Ona nie czuła się zupełnie skrępowana. Nareszcie zaczęło się spełniać jedno z jej największych marzeń – wreszcie przyznała się do tego przed sobą. Siedziała na sofie w towarzystwie mężczyzny, który był jej najlepszym przyjacielem, któremu ufała bezgranicznie, którego… - nie miała odwagi dokończyć tego zdania, nawet w myślach. Jeszcze nie teraz… Zastanawiała się, czy Harm znów ją pocałuje? Chyba miał taki zamiar, ale teraz, kiedy usiadł, wyraźnie stracił pewność siebie, która dała jej tyle przyjemności.
- Harm, nie cofaj się teraz… - prosiła go w myślach. Chciała mu pomóc, ale co miałaby zrobić? Nie do wiary, że ten świetny prawnik, tracił głowę tylko przy niej! I to w chwilach, kiedy mógłby zrobić i powiedzieć najwięcej.
- Skoro nie chcesz rozmawiać o pracy – usiadł bokiem, błądząc wzrokiem po jej twarzy – porozmawiajmy o nas, Mac.
- O nas? – to pytanie wydało jej się tak idiotyczne, że natychmiast pożałowała, że je zadała.
- Mac, od jak dawna udajesz kogoś kim nie jesteś?
- Słucham? – czym jeszcze ją zaskoczy?!?
- Kochasz Webba?
Spieprzył wszystko! Jak mógł?!? Miała ochotę się rozpłakać! Po tych wszystkich chwilach, które dawały jej tyle nadziei… Zerwała się z kanapy i podeszła do okna. Zapanowała cisza.
- Przepraszam, Mac…
Zamknęła oczy. Czy oni nigdy nie będą razem? Czy za każdym razem Harmowi będzie brakowało odwagi? A może powinna zaakceptować, że taki jest i nie oczekiwać, że zagra romantycznego księcia z bajki?
- Nie, Harm, nie przepraszaj! Przecież tak już jest między nami… - powiedziała cicho, bezbarwnym głosem.
Usłyszała jego głębszy oddech. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, co. Jak zawsze!
Czuła, że musi zaakceptować go takim, jaki jest. Ale wiedziała, że jeszcze tego wieczora nie jest na to gotowa. Odwróciła się w jego stronę. Zerknęła w stronę drzwi.
- Chcesz iść? – wymamrotał.
- Pójdę już… - wcale nie chciała, ale nie potrafiła zostać z nim tego wieczoru. Oszukiwała samą siebie, mówiąc, że niczego nie oczekiwała po tej wizycie.
Pokiwał smutno głową. Pomyślała, że powinien ją zatrzymać. Jeszcze miał szansę, a ona mogłaby się zgodzić. Ale nie narzucał się. Jak zawsze.
Powoli podeszła do drzwi.
- Dobranoc, Harm… - powiedziała czule. Mimo wszystko.
- Dobranoc… Saro – dodał cichutko.


Flashback

Pokój w hotelu Amilcar był przyjemnie chłodny. Nie zwróciła prawie uwagi na różnicę, jaką sprawiała klimatyzacja. Usiadła na łóżko, patrząc bezmyślnie gdzieś poza balkonową szybę.

Flashback

Przez kolejne dwa dni byli zupełnie pochłonięci sprawą, którą prowadzili. Admirał naglił ich, by proces jak najszybciej został zakończony. Dopiero, gdy późnym wieczorem wyszli z sali sądowej, Sara odetchnęła i pozwoliła swoim myślom skierować się gdzie indziej niż w stronę bronionego przez nich oficera.
- Gratuluję państwu – Sturgis, który był ich przeciwnikiem, podszedł do nich na korytarzu – Wiedziałem, że nie będę miał dużych szans i przegrałem z poczucie, ze zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy.
- Wygrała sprawiedliwość. – uśmiechnął się krótko Harm.
- Tak jest – Turner skłonił się lekko i wyprzedził ich.
- Uczcimy triumf sprawiedliwości wspólną kolacją?
W zasadzie nie powinna czuć się zaskoczona tą propozycją, a poczuła, że serce zabiło jej szybciej. Przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie. Od tego czasu tylko przez chwilę myślała o tym, co się zdarzyło. Kiedy wracała wówczas do domu, uświadomiła sobie, że kocha Harma. Był mężczyzną którym chciała się związać na stałe. Marzyła o nim i była gotowa pogodzić się nawet z jego dziwnymi zasadami, które nie pozwalały mu nigdy o nią walczyć. Nie chciała dłużej czekać, czując, że czas nic już nie zmieni w ich wzajemnych relacjach. Chyba, że na gorsze.
- Kto gotuje? – uniosła brwi, mimo wszystko starając się przekonać samą siebie, że to będzie jeden z prostych, zwykłych wieczorów, jakich wiele spędzili wspólnie.
- Ja. U mnie o 20.
- OK. Tylko zrób coś oprócz liści.
- Przyjechać po ciebie? – udał, że nie słyszy złośliwej uwagi.
- Nie trzeba – uśmiechnęła się, wymijając go – Do zobaczenia!
Zapowiadał się emocjonujący wieczór. Wiedziała, że Harm powróci do tego, co przerwali podczas jej ostatniej wizyty. Wiedziała też, że nadszedł czas na podjęcie decyzji. Gdyby ktoś zapytał ją, skąd takie przekonanie, nie umiałaby odpowiedzieć. Ale równocześnie nie potrafiła wyobrazić sobie, że to mogłaby być zwykła kolacja, nic nie zmieniająca w ich wzajemnych relacjach.
Punktualnie o 19:30 wsiadła do samochodu. Była zdenerwowana bardziej niż przed pierwszą obroną. Sama nie wiedziała czemu.
- Dalej Marine, co z tobą! – westchnęła, przekręcając kluczyk w stacyjce. Usłyszała krótki zgrzyt, ale samochód nie zapalił. Spróbowała jeszcze kilkakrotnie. Bezskutecznie.
- Cholera! – uderzyła otwartą dłonią w kierownicę. Z pamięci wystukała na komórce numer przyjaciela. – Harm, chyba musisz jednak po mnie przyjechać… Samochód nie chce zapalić… Ok., czekam… Pa!
Zaczął kropić deszcz, więc postanowiła, że poczeka w aucie. Zapięła płaszcz i wcisnęła się w fotel. Z zamkniętymi oczami wsłuchiwała się w lekkie stukanie kropel o blachę. Myślała o Harmie. O tym, co będzie dalej? Jak potoczy się ich życie? Miała wrażenie, że doszła do największego zakrętu na swojej drodze. Ostatnim punktem, jaki widziała na prostej był Harm. Wiedziała, że wejdzie w ten zakręt razem z nim, ale pojęcia nie miała, co czeka ją po drugiej stronie. Może…
Rozmyślanie przerwało jej energiczne szarpnięcie klamki.
- Śpisz? – gdy otworzyła oczy od razu napotkała jego ciemne, błyszczące spojrzenie.
Już po chwili byli w jego mieszkaniu. Sara rozejrzała się wokół siebie zauroczona. Harm dopracował ten wieczór w najdrobniejszym szczególe. Cały dom był wysprzątany, stół ślicznie nakryty dla dwóch osób, grał cichy jazz. Poczuła, że przyjaciel delikatnie zsuwał płaszcz z jej ramion. Poprawiła lekko białą koszulową bluzkę, ślicznie opalizującą z jej ciemną karnacją. Nie po raz pierwszy w jego towarzystwie zabrakło jej słów.
- Proszę, wejdź dalej – wydało jej się, że wypowiada te słowa tuż nad jej ucha, choć stał dobre pół metra od niej. Odwróciła się w jego stronę i zaskoczona cofnęła o pół kroku. Patrzył na nią serdecznym, tajemniczym wzrokiem, trzymając w dłoni bukiecik drobnych czerwonych różyczek. Harmon Rabb i kwiatki nie pasowali do siebie zupełnie i chociażby z tego względu mogła wpatrywać się w niego bez końca, gdy tak stał.
- Proszę – podał jej kwiaty, a ona przyjęła je z wdzięcznym uśmiechem.
- Dziękuje. Nigdy nie kupowałeś mi kwiatów…
- Przepraszam – nie odrywał wzroku od jej twarzy – Jest wiele rzeczy, które powinienem już dawno zrobić.
Przemknęło jej przez myśl, ze może źle go oceniała, może wcale nie był tak nieromantyczny, jak jej się zdawało?
Wtuliła twarz w pachnące róże.
- Ślicznie pachną.
Uśmiechnął się z zadowoleniem i ruszył w kierunku kuchni.
- Mam nadzieję, że lubisz wciąż moje lasagne? – zapytał, pochylając się nad piekarnikiem.
Nie była to szczególnie wyszukana potrawa, ale dla nich wystarczyłaby nawet na weselny obiad.
- Oczywiście. – usiadła na tym samym stołku, który zajmowała podczas ostatniej wizyty. Spuściła wzrok, gubiąc się na moment we wspomnieniach.

Flashback

Weszła do biura dowódcy. Od kamiennej arabskiej posadzki wiało chłodem. Jasne paski słonecznego światła wpadającego przez okiennice śmiesznie układały się na ciemnych meblach. Zamknęła za sobą drzwi, a jej oczy szybko przyzwyczaiły się do panującego wewnątrz półmroku.
- Witam panią pułkownik – generał Wright wskazał jej kanapę. Na stojącym obok niskim stoliku stał metalowy imbryk, z którego unosiła się para.
- Herbata o tej porze? – Sara z ulgą pomyślała, że to chyba pierwsza rozsądna uwaga, na jaką zdobyła się tego dnia.
- Tizana, tradycyjna tunezyjska herbata. Piją ją właśnie o tej porze.

Flashback

Przez cały wieczór miała wrażenie, że to co się dzieje w mieszkaniu Harma to romantyczna telenowela z Hallmarka, zupełnie nie pasująca do jej dotychczasowego życia. Drobne romantyczne gesty, które, wykonane przez innego mężczyznę, przyjęłaby jako miłe i naturalne, w wykonaniu Harma wydawały jej się sztuczne. A przecież nieraz widziała go z Jordan, z Renee… wiedziała, że teraz nie gra, że jest sobą… Czy na pewno? Sposób w jaki chwilami na nią patrzył, jego gesty, gdy podawał jej herbatę i odsuwał krzesło krępowały ją. Miała wrażenie, że Harm odgrywa dokładnie wyuczoną, trochę stereotypowo napisaną rolę, zamiast być sobą. Czemu nie może być sobą? Nagle uświadomiła sobie, że nigdy nie zastanawiała się, jak zachowywałby się zakochany w niej Harm, będąc sobą…
- O czym tak rozmyślasz? – stanął za nią, przypominając jej, że od dłuższej chwili stoi przy oknie, z kubkiem herbaty.
- O tobie – zdobyła się na tę szczerość, zanim zastanowiła się, co mu odpowiedzieć.
Choć stał kilka kroków za nią, miała wrażenie, że przytula ją do siebie. Tak… na odległość.
- To muszą być smutne myśli. – zamknęła oczy, starając się wytłumaczyć sobie, że to jednak jest Harm, ten sam, którego zna już tyle lat…
- Nie.. tylko zastanawiam się… Jaki ty jesteś, tak naprawdę.
- Co masz na myśli? – pełne zaskoczenia pytanie nareszcie zabrzmiało znajomo.
- Harm – odwróciła się w jego stronę, wpatrując się w jego ciemne oczy.
Patrzył na nią wyczekująco.
- Ja… - zawahała się, na moment odwracając wzrok. Krótkie spojrzenie wystarczyło, by zrezygnowała ze wszystkiego, co chciała powiedzieć – Dziękuję za to, że jesteś. – znów spojrzała mu w oczy, uświadamiając sobie, że to, co powiedziała co najmniej nie pasuje do sytuacji. Sama siebie nie poznawała. Traci przy nim głowę!
Musiał zauważyć jej zmieszanie. Nie spuszczając z niej wzroku, usiadł na kanapie.
- Mac, czy ja się krępuję? – zapytał wprost, a ona, ku własnemu zaskoczeniu, naprędce zaczęła analizować w głowie to pytanie. Jako przyjaciel, często mówił jej wprost, o myśli o jej zachowaniu, ale czy tego wieczoru występują w roli przyjaciół? A może pora uwolnić się od pilnowania jakichś ról?
- Tak. Zaskakujesz mnie odkąd do ciebie przyszłam…
- Bo dałem ci kwiaty? Powiedziałem kilka miłych słów?
- Bo czuję się przy tobie jak kobieta, a nie jak partner z pracy.
Usiadła naprzeciw niego, opierając ramię na oparciu kanapy.
- Mac, zawsze dostrzegałem w tobie kobietę… - wziął oddech, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze. Przypomniała jej się rozmowa z werandy u admirała. Szybko weszła mu w słowo.
- W wojsku nie ma miejsca…
- Nie jesteśmy teraz w wojsku. – nie dał jej przerwać. – Mac, pamiętasz, co powiedziałem ci na twoim przyjęciu zaręczynowym?
Cały Harm, nie dość, że przestaje mówić wprost, akurat wtedy, kiedy mógłby powiedzieć coś, co wreszcie zmieni ich relacje, to jeszcze wraca do wydarzeń, które najchętniej wykreśliłaby z przeszłości! Starała się nie zwracać na to uwagi, a on kontynuował, nie czekając na jej odpowiedź.
- Zapytałaś, kogo widzę, patrząc na ciebie w ten sposób – w tej chwili uświadomiła sobie, jak dobrze zna ten wzrok, który towarzyszył jej od wielu lat. – Kobietę, której pragnę…
Miała wrażenie, że tym zdaniem pokonał cały dystans, jaki dzielił przeciwległe końce kanapy, na których siedzieli. Dałaby się zaaresztować, jeśli wtedy nie powiedział „…której BYM pragnął”. Celowo to zmienił? Czy może to bez różnicy? A może zapomniał? – tyle pytań przetoczyło się przez jej głowę w krótkiej chwili. Nie wiedziała co powiedzieć.
Zawiesił głos, jakby czekając na jej reakcję. Jego poważne rysy zdradzały niepokój, choć w oczach paliło się pożądanie. W prawdzie na chwilę zapadła cisza, jednak Sara wciąż słyszała w głowie jego słowa. Znów nie było tak, jak by chciała. Po raz kolejny Harm powiedział coś innego niż potrzebowała usłyszeć.
- Pragnę cię tak, jak nie pragnąłem nigdy żadnej kobiety. – przysunął się do niej i spojrzał jej w oczy. Nie speszyła się, bo znała ten wzrok od dawna. – Zbyt długo zwlekałem, przepraszam.
- Harm – wiedziała, że sposób w jaki na niego patrzy, przeczy temu, co chce powiedzieć. Zaczęła powoli kręcić głową. – To nie tak… - mówiła powoli, sama odkrywając smutek w swoim głosie – Ja nie potrzebuję pożądania. Nie szukam kogoś, przy kim zapomnę, że szukam szczęścia… Ja potrzebuję miłości.
Widziała, jak jego oczy, choć wciąż pełne ognia, gasną. Zdawała sobie sprawę, że to, co powiedziała, może na zawsze oddalić ich od siebie, choć jeszcze przed chwilą marzyła o tym, by ktoś zmniejszył dzielący ich dystans. Ale w chwili, gdy wypowiedział ostatnie zdanie, uświadomiła sobie, że nic nie zastąpi słów, na które czekała. Powoli wstała, nie do końca wierząc w to co robi. Odsuwa się od Harma, choć była już prawie w jego ramionach.
- Mac…
Miała wrażenie, że bardziej zraniła samą siebie, niż jego. Dzień świstaka! Po raz kolejny wyjdzie z tego mieszkania ze straconymi złudzeniami!
- Przykro mi Harm… - wiedziała, że nie musi nic tłumaczyć. Po tylu latach rozumieli doskonale to, co pozostawało niewypowiedziane w ich rozmowach. A może nie tak doskonale? A może on jej po prostu nie kocha? Widać potrzeba jeszcze więcej cierpliwości, niż jej się wydawało, żeby to zrozumieć.
- Dokąd chcesz pójść?
- Gdzieś, gdzie łatwiej będzie czekać.
- Więc będziesz czekać?
- Żeby przekonać się, czy mam na co. – była już przy drzwiach.
- Odwiozę cię.- rzeczywiście, zapomniała, że nie ma samochodu.
- I co? Będziemy rozmawiali o pracy? Pomilczymy wspólnie? Nie, Harm, wezmę taksówkę. – założyła buty i zdążyła już położyć dłoń na zimnej klamce, gdy wstąpiła w niego dziwna odwaga.
- Nie uważasz, że przesadzasz? Nie widzisz, że ranisz mnie, grając w to wszystko? Za każdym razem, gdy powiem nie to, czego się spodziewałaś, zostawiasz mnie. Ile żyć mi zostało, zanim będzie game over? Mac, życie to nie bajka, w której wszystko wygląda tak, jak zaplanujesz. Jeśli myślisz, że jedyne co mnie z tobą łączy, to pożądanie, to…
- … to co, Harm? – spojrzała na jego twarz.
- … to nie rozumiem, dlaczego przyszłaś.
Chwilę patrzyli sobie w oczy. Sara miała w głowie mentlik. Czuła, że są już tak blisko, że właśnie wchodzą w ostatni wiraż, a jednak wciąż nie mogą się spotkać. Czuła, że musi wyjść, by mogła powrócić jak najszybciej. Bez słowa szarpnęła za klamkę.
- Pa…

Flashback

Rzeczywiście, zielona aromatyczna herbata przyjemnie orzeźwiała. Sara sączyła ją powoli z małej szklaneczki.
- Jakim cudem mogło dojść do takiej omyłki, generale?
- Jest wojna, chłopcy są przemęczeni…
- Jest wojna, więc żołnierze powinni pracować bez zarzutu. Pan to wie, jako dowódca. Poza tym, tu nie trwają walki.
- Nie tylko walka zbrojna jest przejawem wojny, pani pułkownik. Moi ludzie są przemęczeni. Nie znają dobrze języka. Oficer nadzorujący wydawanie broni pomylił się. To się zdarza.
- A dowódca go broni. I to się zdarza, a jednak mnie pan nie przekona, generale.
- Chce pani wytoczyć nam proces?
- Chcę ustalić, z czyjej winy strzelano do tłumu cywilów z ostrej amunicji, zamiast ślepych ładunków.
Flashback

Weszła do domu i zamknęła za sobą drzwi. Szybko zapaliła światło, które pozornie oddalało samotność, która otaczała ją ze wszystkich stron. Oparła głowę o drzwi. Czuła się okropnie. Czemu jej związki z mężczyznami nie mogą być prostsze? Spotkania, pocałunki, kolacje, wyznania… Był przecież okres, że tak było… Czemu do cholery nie może być tak z Harmem?!? Czemu wciąż ranią siebie nawzajem, nawet wtedy, gdy oboje pragną tego samego… chyba… Przypomniała sobie wyraz jego oczu, gdy wychodziła i nagle ogarnęły ją wyrzuty sumienia.
- Wyreżyserowałam sobie nas Harm… - westchnęła głośno w stronę ciemnej kuchni – A teraz oboje płacimy za moje błędy…
Wzięła do ręki telefon. Chłód słuchawki uświadomił jej, że jest rozpalona. Przyłożyła czoło do ściany. Była lodowata. Wystukała szybko numer.
- Rabb.
Przez chwilę milczała, starając się odgadnąć jego myśli na podstawie jednego słowa.
- Halo?
- Harm, to ja… - zaczęła niepewnie.
- Mac…?
- Przepraszam… miałeś rację co do mojego zachowania. – nie wiedziała, co chce dalej powiedzieć.
- I…?
Milczała przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Heeej, nie płacz – dopiero jego cichy głosu uświadomił jej, że po jej policzka spłynęło kilka łez bezsilności.
- Skąd wiesz? – pociągnęła nosem, uśmiechając się do słuchawki.
- Znam cię, Marine.
- Nie radzę sobie z tym wszystkim…
- Wiem. Chcesz, żebym przyjechał?
- To głupie… - znów uśmiech.
- Nieważne. Potrzebujesz mnie?
- Jak cholera…
- Więc będę. Wstaw wodę na herbatę.
Rozłączył się, a ona wciąż stała ze słuchawką przy uchu. Nie było bardziej kojącego dźwięku niż jego cichy głos, który chłonęła całą sobą. Była pewna, że z nikim nie rozmawiał w taki sposób, jak z nią.
Nalała wodę do czajnika, uświadamiając sobie, że jest jednym wielkim kłębkiem nerwów.
- Co się z tobą dzieje, Marine… zachowujesz się jak nastolatka… - powtarzała w myślach.
Wydawało jej się, że minęło raptem kilka minut, gdy zapukał. Gdy szła do drzwi, doskonale wiedziała, co zobaczy, gdy je otworzy. Znała jego minę, postawę, sposób, w jaki opierał się o framugę.
Wszedł do środka bez słowa. Wymijając ją w progu, spojrzał jej głęboko w oczy. Miała ochotę przytulić się do niego, wsunąć się pod jego kurtkę i zostać tam, bez zbędnych słów i wyjaśnień. Zaczął gwizdać czajnik.
- Herbaty?
Skinął głową z uśmiechem.
- Tak. Poproszę. – jego wzrok był bardzo uważny. Napotykała to spojrzenie ilekroć zdawało jej się, że jej życie traci sens i dla nikogo nie jest już ważna.
Usiadł w kuchni przy stole, patrząc, jak przygotowuje imbryk z herbatą.
- Czemu nie potrafimy tego przejść? – zapytał spokojnie.
Nic nie powiedziała. Zadawała sobie to pytanie od dawna i wciąż nie umiała znaleźć na nie odpowiedzi. Po chwili odwróciła się w jego stronę, trzymając dwa kubki z herbatą.
- Może… - nie wierzyła w swoje słowa – Może próbujemy osiągnąć coś nierealnego?
Powoli podniósł na nią wzrok. Kiedy tak patrzył, jej serce wyrywało się do niego ze wszystkich sił. Jej dłonie niebezpiecznie zadrżały. Harm podszedł i zabrał naczynia z herbatą. Stanął naprzeciw niej w odległości kilkudziesięciu centymetrów. Poczuła ciepło bijące od jego ciała. Bała się podnieść głowę. Poczuła, że jeszcze nigdy odległość między nimi nie była tak mała, a przecież nie chodziło o fizyczną bliskość. Zupełnie, jakby należała do niego, a on przytulał ją mocno.
Odstawił kubki na stolik i znów stanął przed nią.
- A może… - podniosła oczy i natychmiast napotkała jego spojrzenie. Zakręciło jej się w głowie. Rozpaczliwie nie chciała, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła, choć z drugiej strony, bliskość Harma paraliżowała ją jak nigdy. - …może to już się stało…?
- Co masz na myśli? – gardło odmawiało jej posłuszeństwa.
W odpowiedzi pochylił się lekko i dotknął ustami jej warg. Poczuła jego delikatność, ciepło, wilgoć jego ust. Zamknęła oczy, zatapiając się w jego dotyk. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund, a jej wydało się, że stała tak przez długie minuty. Uniósł głowę zaledwie tyle, by móc spojrzeć na nią. Otworzyła oczy dopiero wówczas, gdy przesunął lekko palcami po jej policzku. Nieśmiałość tego gestu wywołała w niej dreszcze. Harm był ostrożny i delikatny, jakby bał się, że ją spłoszy. Choć jego spojrzenie było łagodne, niemal przepraszające, widziała w nim tylko skrywaną od dawna miłość.
Odetchnęła głębiej, przytulając policzek do jego dłoni. Czuła, jak drżą jego palce. Ona sama, stała się nagle dziwnie spokojna. Krótkie spotkanie ich ust sprawiło, że ustąpiły nagle obawy i niepewność. Lekki uśmiech zaigrał na jej twarzy. Poczuła, że się czerwieni. Chyba zrozumiał odpowiedź na nieme pytanie, którego nie potrafił sformułować, bo też uśmiechnął się powoli, choć tylko na krótką chwilę.
Delikatnie cofnął dłoń i powoli spuścił wzrok, jakby chciał się odsunąć. Złapała go za nadgarstek. Z rozpaczliwą stanowczością postanowiła, że tym razem nie pozwoli mu asekurować się niedomówieniami.
- Harm – tyle razy wypowiadała jego imię sama do siebie, że i tym razem połączenie czułości z tonem pełnym wyrzutu udało jej się idealnie.
- Tak…
- Powinnam skopać ci tyłek. – uśmiechnął się lekko. Czyżby jej słowa aż tak bardzo różniły się od tego, co mówiły jej oczy? – A przynajmniej chciałabym móc to zrobić.
Kochała go do szaleństwa, pomimo tego, że ranił ją tak bardzo swoim zachowaniem.
- Nie lecisz tomcatem! – sądząc po jego minie, zastanawiał się, to był cytat, oczywiście pełen aluzji, czy nieświadomie powtórzyła słowa z Australii. – Nie możesz tak po prostu zmienić toru lotu i zawrócić! Harm, ja cały czas tu jestem… Dla ciebie. – dodała cicho.
- Wiem – jego oczy w półmroku były granatowe.
- Więc czemu po raz kolejny czuję, że oddalasz się, po tym, kiedy byłeś już tak blisko.
W zasadzie czuła się idiotycznie, jakby wymuszała na nim deklarację, której być może wcale nie chciał złożyć. Ale jeśliby jej nie kochał, jak inaczej wyjaśnić te ostatnie pocałunki, spotkania, spojrzenia? Nie powiedziała nic więcej. Sama odsunęła się o krok, by swoją bliskością nie wywierać na nim presji natychmiastowej odpowiedzi. Cóż więcej mogła zrobić albo powiedzieć? Usiadła na kanapie z kubkiem w dłoniach. Złość minęła wraz z pierwszym łykiem herbaty. Powróciła do wspomnień dotyku jego ciepłych warg.
Bardziej poczuła, niż usłyszała ciche kroki, gdy wszedł po chwili do pokoju. Usiadł przodem do niej. Odwróciła głowę i spojrzała na niego uważnie. Nie potrafiła przecież patrzeć inaczej. Jedną nogę oparł na kanapie, drugą spuścił na ziemię. Pomyślała, że mogłaby teraz przysunąć się do niego i wtulić się, niezależnie od tego, czy powiedział to cholerne „kocham cię”, czy kiedykolwiek to powie. Potrzebowała go. Od dawna rosło w niej pragnienie, także jego fizycznej bliskości. I to właśnie ono pchało ją w ramiona innych mężczyzn, w których podświadomie szukała cech Harma.
Jakby w odpowiedzi, powiedział cicho.
- Chodź do mnie.

Flashback

- Bud, sprawdź mi proszę przebieg służby młodszych oficerów Philipa Gatesa i Digory’ego Whaila.
- Tak jest, Ma’am. – jego głos w słuchawce obudził w niej ukrywaną tęsknotę za obecnością przyjaciół. – Czym mam szukać czegoś konkretnego?
- Jeszcze nie wiem.
- Rozumiem. Czy to wszystko.
- Tak, Bud.
- W takim razie zabieram się do pracy. Miło panią usłyszeć.
- Dziękuję Bud. Ciebie również.
- Jeszcze jedno…
- Tak…?
- Gdyby potrzebowała pani rozmowy, to znaczy… nie koniecznie na tematy zawodowe… Ja i moja żona…
- Wiem Bud, dziękuję. Jesteście wspaniałymi przyjaciółmi. Nawet na drugim krańcu świata.

Flashback

Resztę tego przedziwnego wieczoru spędziła na kanapie, przytulona do niego ufnie. Kiedy przysunęła się do niego, odwrócił ją do siebie plecami i zaczął delikatnie masować jej plecy. Zdawało jej się, że wkłada w tą czynność całą energię i świadomość, jakby od stanu jej pleców zależały losy Marynarki. Jego dłonie, choć silne, dotykały jej bardzo delikatnie. Przez cienki materiał bluzki czuła ciepło jego palców. Nic nie mówił słowami, ale jego intensywny zapach i oddech na jej karku i we włosach wystarczały.
- Uczą tego w szkole kadetów? – zamruczała z zadowoleniem, odchylając głowę do tyłu.
Jego dłonie kazały jej wyprostować plecy, co posłusznie zrobiła. Milczał, ale usłyszała, że się uśmiechnął.
- Gdyby uczyli, może uniknęlibyśmy kilku konfliktów zbrojnych…
- Tomcaty byłyby niepotrzebne.
Znów się uśmiechnął.
- Krzywo siedzisz. – powiedział po chwili.
Minęło kilka minut, a Sarze zdawało się, że przez cały czas w powietrzu trzaskają elektryczne iskry. Zamknęła oczy, słuchając jego oddechu. W zasadzie nie docierało do niej zbyt wiele szczegółów dotyczących tego, co robił Harm.
Nagle zatrzymał dłonie na jej ramionach. Wstrzymała oddech. Po chwili objął ją lekko i przyciągnął do siebie. Teraz opierała się o jego piersi, siedząc pomiędzy jego nogami. Zrobiło jej się gorąco. Odchyliła w tył głowę, opierając ją na jego obojczyku. Ramiona Harma okalały ją ciasno. Poruszyła się lekko.
- Wygodnie ci? – jego mamroczący głos tuż przy jej uchu, to już był szczyt wszystkiego! Miała ochotę odwrócić się w jego stronę i wreszcie dać ujście rosnącemu w niej pożądaniu, choć z drugiej strony było jej tak dobrze w jego bezpiecznych objęciach, że nie chciała nawet najmniejszym ruchem burzyć tej chwili. Patrzyła na ciemne włoski na jego ręku.
- Doskonale… - uśmiechnęła się.
Oparł policzek na jej głowie.
Zamilkli, pogrążeni w swoich myślach.

Flashback

Bezsenność w Kartaginie była jeszcze bardziej uciążliwa, niż w Waszyngtonie. Ze wszystkich sił starała się odwracać myśli od tego, co się wydarzyło, ale im bardziej oddalała się od tego tematu, tym bardziej dławiła ją świadomość, że oszukuje samą siebie. Wreszcie wstała gwałtownie z łóżka, odsłoniła moskitierę i wyszła na balkon. Niemal zachłysnęła się świeżym lekkim powietrzem, zupełnie innym od dziennego skwaru. Oparła się o balustradę i zamknęła oczy, słuchając lekkiego szumu. Nie wiedziała, czy to morze, czy pobliska droga szybkiego ruchu. Po chwili odróżniła od jednostajnego dźwięku cykanie cykad. Pachniał jaśmin i kwiat dzikiej pomarańczy.
- Jak tu pięknie… - przemknęło jej przez myśl i w tym samym momencie kolejna fala wspomnień ścisnęła ją za gardło. Tak bardzo chciała, by Harm mógł być tu razem z nią. Choć próbowała trzymać fantazję na wodzy, wyobraziła sobie, że stoi obok niej, ciepły, czuły delikatny…. Powoli bierze ją za rękę, całuje lekko jej palce i chowa jej piąstkę w swojej dłoni. A potem…? Ciężka łza stoczyła się po jej policzku, gdy przypomniała sobie jeden z najpiękniejszych pocałunków. Wtedy na kanapie, u niej w domu, kiedy wszystko dopiero zaczynało się, kiedy żadne z nich nie myślało o przyszłości. Jego usta całowały delikatnie, a język ostrożnie dotykał jej warg. Po tylu zmarnowanych latach uczyli się siebie z czułością i zaciekawieniem. Przyspieszone oddechy i krótkie westchnienia podpowiadały to wszystko, czego jeszcze nie wiedzieli o sobie… Kolejna łza i następna, i jeszcze jedna popłynęły po jej twarzy.
- Kocham cię, Harm – szepnęła, zanosząc się szlochem i podnosząc głowę znad balustrady. Otworzyła oczy i spojrzała prosto w jasny prawie okrągły księżyc.
„We are looking on the same moon” – przeleciały jej przez głowę słowa piosenki Collinsa.
- Nieprawda! – zacisnęła zęby. Bolała ją bezradność. Tym bardziej, że wiedziała, z całkowitą pewnością, że jedynym lekarstwem byłoby cofnięcie czasu. Zamknęła oczy. Nawet widok księżyca bolał.

Flashback

- O czym myślisz? – nie licząc niesamowitego pocałunku, to było pierwsze przerwanie panującej od dwudziestu minut ciszy.
Przesunęła dłonią po jego piersi. Wciąż siedziała, a w zasadzie leżała w jego ramionach, opierając twarz o jego mostek. Zapach i ciepło jego ciała były tak namacalne, że aż nierealne.
- Raczej o kim. – powiedziała cicho, ostrożnie wsuwając dwa palce pomiędzy guziki jego koszuli. W tej chwili właściwie przestała myśleć, skupiając się jedynie nad szorstkością, którą napotkały jej palce. Ostrożnie dotykała jego krótkich włosków i delikatnej skóry.
- Mac… - wymamrotał ostrzegającym tonem.
Cofnęła dłoń, kryjąc satysfakcję z tego, że, w co tak długo wątpiła, potrafi sprawić mu tak wielką przyjemność.
- Tak?
- Wiesz, że będę musiał wracać do siebie?
- Jesteś u siebie…
Objął ją mocniej, przesuwając lekko dłonią po jej ramieniu. W ciągu ostatniej godziny przekonała się, że uwielbia, kiedy tak robi. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej.
Dotknął dłonią jej policzka, odgarniając włosy z jej twarzy. Choć nie widziała jego wzroku, zdążyła już nauczyć się go na pamięć. Nie musiał mówić, że ją kocha. Teraz była o tym przekonana.
- Naprawdę pora na mnie. Zobaczymy się rano.
- Nie musisz stąd wychodzić, żebyśmy zobaczyli się rano… - wymamrotała. Uśmiechnął się, podnosząc się powoli.
Nie mówiła nic, tylko obserwowała, jak zbiera się do wyjścia. Uwielbiała na niego patrzeć. Był dla niej ideałem mężczyzny. Z drugiej strony, każdy jego ruch miał w sobie coś rozczulającego. Tak jakby w środku wciąż był małym chłopcem, który, troszkę niezdarnie, stara się radzić sobie z całym swoim życiem na własną rękę.
Podeszła za nim do drzwi. Nie musiała nic mówić, i tak na pewno wiedział, że jest jej źle, kiedy zostaje sama.
- Będziesz mieć trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć – dobrze znała ten uśmiech. Zawsze zdradzał, że Harm nie do końca zgadza się z tym, co akurat mówi.
- Jeśli od tylu lat wychodzisz, żeby dać mi czas…
- Ciii… - położył jej palec na ustach i szybko zastąpił go swoimi wargami.
Po chwili już go nie było.

Flashback

Siedziała analizując raporty z prac nad rozbiciem siatki terrorystów działających w północnej Tunezji. W zasadzie od kwadransa wpatrywała się w tę samą stronę. Pomiędzy drobnymi wierszami przesuwały się obrazy przeszłości. Otrząsnęła się dopiero gdy słona kropla spadła na cienki papier, zostawiając na nim niewielką zmarszczoną plamkę. Oparła policzek na drżącej dłoni. Czuła, że, zamiast poprawy sytuacji, jest coraz ciężej.

Flashback

Jechała do pracy z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony rozsadzała ją radość, pierwszy raz wynikająca z czegoś więcej niż tylko z faktu, że zobaczy się z Harmem w pracy, że może wydarzy się coś miłego, a nawet jeśli nie, to przynajmniej będzie mogła być z nim (nie dosłownie) przez kolejne kilka godzin. Z drugiej strony, wciąż zadawała sobie pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się między nimi ostatniego wieczora. Z Harmem wszystko było tak skomplikowane. Pamiętała jego ciepło, zapach, sposób, w jaki dotykały ją jego dłonie, a jednak, w jasnym świetle poranka, nie była już tak pewna, że wszystkie te gesty były preludium do upragnionego wyznania. Może on żałuje tego, jak spędzili wczorajszy wieczór? Może zrobił to z wyrzutów sumienia, może dlatego, że poprosiła, by przyjechał…? Ale przecież czuła, że było im razem dobrze. Czy on nie mógłby po prostu powiedzieć, co czuje? Wśród licznych gier komunikacyjnych, które ćwiczyli od lat, brakowało gry w otwarte karty.
Dojechała do biura zamyślona.
- Hej, Mac! Zajęta? – w zasadzie zadał to pytanie i zapukał, gdy był już w środku.
- Cześć – uśmiechnęła się znad ekranu laptopa – Nie, nie bardzo.
Poczuła motylki w żołądku, gdy zobaczyła, że, zamiast usiąść na krześle po drugiej stronie biurka, podchodzi do niej.







o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 5.50
il. ocen : 4
il. odsłon : 6834
il. komentarzy : 5
linii : 583
słów : 15086
znaków : 79369
data dodania : 2006-09-13

k o m e n t a r z e

    a u t o r : anulka95
    d a t a : 2009-05-25

Trochę nudne...


Wszystko niby OK, ale przydałoby się trochę więcej akcji a mniej przydługich nieco scen romantycznych. Daję 4.

    a u t o r : melka
    d a t a : 2007-01-11




Mela- masz " twórczą iskrę", to widać.
Ten fik jest super. Pięknie tworzysz nastrój,napięcie i wypełniasz scenę szczegółami.
To wciąga i robi apetyt na ciąg dalszy tej historii,a właściwie na jej zakończenie. Osobiście wolałabym happy-end, bo po co komu inny w Ich przypadku?:)
Ocena oczywiście celująca.

    a u t o r : inka
    d a t a : 2006-11-11

Mela... wymiękam... to jest PRZEFANTASTYCZNE...!!! Czekam na ciąg dalszy i... no nie, po prostu brak mi słów...!!!

    a u t o r : mag
    d a t a : 2006-09-15

Mela...ja sie normalnie zaraz popłacze....

    a u t o r : Triss
    d a t a : 2006-09-14

wow. Mela miałam ci wystaiwć ocena jak skonczysz tego ficka. Ale to jest takie piękne, że nie mogę się powstrzymać i już ci daje 6 z plusem. :)

strona 1 z 1
strona : 1  

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e